poniedziałek, 24 stycznia 2011

NPR – dopust Boży


          Cóż to w ogóle za określenie: ,,PLANOWANIE DZIECI"?!? Planuje się finanse na kolejny miesiąc, jak spędzić wakacje w przyszłym roku, nawet datę ślubu się planuje, ale żeby planować człowieka

Po przeczytaniu trafnego artykułu Kingi Wenklar ,,NPR zawsze OK.?” w internetowym wydaniu Christianitas (http://pismo.christianitas.pl/2011/01/kinga-wenklar-npr-zawsze-ok/), dodaję poniżej swoje trzy grosze…

Z postawionymi w artykule tezami zgadzam się. Nie chcę jednak bezwzględnie krytykować tu metod NPR, a skupić się na tym, w którą stronę brną tendencje wykorzystania tych metod, a zmierzają niestety - moim zdaniem - w stronę tego, by,  nawet jeśli nie mienić NPR ,,katolickimi substytutami antykoncepcji", to przynajmniej błędnie promować je jako sposób życia małżeńskiego.

Po pierwsze, prawie nigdzie się tego nie mówi - podając jedynie okrągłe twierdzenie: ,,NPR jest zgodne z nauczaniem Kościoła Katolickiego." - że naturalne metody planowania rodziny są JEDYNIE DOPUSZCZANE PRZEZ MAGISTERIUM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO, A NIE ZALECANE! Przecież to monstrualna różnica. Jeśli coś jest dopuszczane, stosuje się to tylko w wyjątkowych sytuacjach i w odniesieniu nie do wszystkich, ale tylko do niektórych. Zalecanie powszechnego stosowania NPR wśród małżonków mija się więc z nauką katolicką. Poza tym to, co Kościół w swej wyrozumiałości dopuszcza, nigdy nie czyni nas bardziej szlachetnymi, bo dopuszcza się zawsze mniejsze zło. Tylko rzeczy zalecane przez Kościół pomagają nam w osiągnięciu życia wiecznego. Definitywnie nie zgadzam się na promowanie NPR jako niemalże cnoty przynależnej katolickiemu małżeństwu.

Druga kwestia to owe ,,słuszne przyczyny", które miałyby tłumaczyć przyzwolenie Kościoła Katolickiego na owe mniejsze zło, którym jest NPR. O tym też się, o zgrozo, nie mówi! I tak, doszło do tego, że tą ,,słuszną przyczyną" staje się ,,teraz chcemy", a ,,teraz nie chcemy" małżonków. Czyż nie jest tak, że podstawowym kryterium słuszności tych przyczyn jest ich niezależność od woli małżonków?

Trzecia rzecz: psychologia ludzka działa tak, że jak się coś planuje, albo czegoś się nie planuje, to szczęśliwi jesteśmy najbardziej, kiedy stanie się po naszej myśli. Możemy wmawiać sobie: nie planujemy dziecka, tracimy sporo energii na to, by się jednak teraz nie pojawiło, ale jak się pojawi, to je przyjmiemy. Pojawia się dziecko, wolitywnie jest przyjęte, ale jest ryzyko, że gdzieś w środku, nawet podświadomie, odczuwamy złość, bo nie stało się po naszej myśli. W końcu od tego jest planowanie, by było po naszej myśli. W przypadku dziecka - ma być po Bożej myśli i niech On daje nam teraz, co dla nas zaplanował przed wiekami, a my zechciejmy to przyjąć.
Sam fakt ,,planowania dziecka" jest w swej istocie okrutnie niebezpieczny. Zaczyna się od planowania daty poczęcia; są i tacy, co planują najpierw miesiąc przyjścia na świat dziecka, który to byłby najwygodniejszy na poród. Czyż nie daleko od tego do planowania płci, koloru oczu, włosów, ciąży pojedynczej, mnogiej? A to już tzw. mentalność in vitro. Uważam, że poczęcie dziecka od momentu zawarcia małżeństwa winno leżeć całkowicie w gestii Boga. Toż to przecież dla nas najbardziej pewne i bezpieczne! Nie chciejmy być mądrzejszymi od Stwórcy. To On tu jest specjalistą. ...człowiek przed Bogiem nigdy nie ma racji.

Po czwarte chciałabym zaakcentować jedną z głównych przyczyn w/w problemów - mianowicie wysoki stopień feminizacji społeczeństwa, w którym żyjemy. Promuje się dziś wśród kobiet tzw. ,,robienie kariery", deprecjonując przy tym kobiety, które zajmują się jedynie tym, czym rzeczywiście w Bożym zamierzeniu powinny, czyli rodziną i domem. Najgorszą chyba iluzją jest próba połączenia jednego z drugim. Uważam, że miejsce kobiety jest w domu, a nie w miejscu, w którym spędza ona więcej czasu, aniżeli z własnym potomstwem. Zdrowa kobieta, służąca rodzinie w domu, nie potrzebuje godzić w kalendarzu kolejnej podróży służbowej z ciążą i porodem. Jej stała obecność przy mężu i dzieciach wyraża gotowość na każde kolejne dziecko. Tu planowanie jest niepotrzebne.

Piąta i ostatnia kwestia wyrażałaby moją tęsknotę za takim światem, w którym małżeństwo bez liczenia dni w kalendarzu, mierzenia codziennie o tej samej porze temperatury z aptekarską dokładnością, bez badania śluzu i szyjki macicy, bez inżynierskiego planowania - po prostu przyjmuje i wychowuje dzieci w ilości, jaką Pan Bóg da. To powinna być powszechność i norma, bo takie jest główne powołanie małżonków. NPR dla mnie zawsze będzie Bożym dopustem w razie naprawdę wyjątkowych sytuacji.
Jan van Eyck, Portret małżonków Arnolfinich (1434)
Post scriptum...
          Co wam nakazał Mojżesz? Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! (Mk 10, 3-9)
Tak - to przez zatwardziałość serc ludzkich, Kościół dopuszcza i toleruje w niektórych przypadkach NPR - powiedział mi niedawno pewien kapłan. ...bo czyż nie złączył Bóg aktu małżeńskiego z płodnością? Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela! - ani sztucznie, ani naturalnie.
NPR być może i jest etapem, ale zaledwie nikłym etapem, odbudowywania seksualnej czystości między małżonkami, kiedy to potrzeba w końcu wydostać się z antykoncepcyjnego/aborcyjnego bagna, jednak nigdy nie może być to sposób realizacji pożycia małżeńskiego! (To tak, jak z prezerwatywami w przypadku leczących się homoseksualistów z HIV, które Kościół z bólem dopuszcza, ale TYLKO W SZCZEGÓLNIE WYJĄTKOWYCH SYTUACJACH).
Nie chcę odbierać dobrych zamiarów ludziom związanym z NPR. Postrzegam ich raczej, jako, mniej lub bardziej świadomie, wciągniętych w pęd machiny napędzanej podstępnie przez ,,wirujący ogon obezpładniającego diabła"...  


Polecam również artykuł ks. Hugona Calkinsa o NPR:

Marta Czech