poniedziałek, 25 listopada 2019

Jeszcze w sprawie sukcesji polskiego tronu


          Klub Muzyki i Literatury we Wrocławiu i Organizacja Monarchistów Polskich zapraszają na prelekcję pana Adama Bilińskiego, prezesa Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Saskiej.


Link do wydarzenia na Facebooku:

Marta Czech

wtorek, 21 maja 2019

Wilczyce


          Jestem właśnie świeżo po lekturze ,,Wilczyc” Aleksandra Dumasa. Do tejże zachęcił mnie przede wszystkim kontekst wojen wandejskich, w czasie których rozgrywa się akcja powieści. Mając w pamięci czytaną lata temu historię o trzech muszkieterach, po kolejną książkę Dumasa sięgnęłam bez większego entuzjazmu. Jednakże myliłby się ten, kto by po ,,Wilczycach” oczekiwał charakterystycznej dla muszkieterów sieci intryg, gdzie monarchistyczne idee zasłaniają liczne romanse głównych bohaterów, którzy u człowieka pragnącego żyć w zgodzie z odwiecznymi zasadami, potrafią wzbudzić co najwyżej politowanie. W ,,Wilczycach” Dumas prowadzi wyraźną granicę pomiędzy tym, co szlachetne a szubrawe. Tu czytelnik nie czuje się manipulowany obrazem ,,ideału rozwiązłego rycerza” na modłę współczesnych seriali (vide: dobry gej, wspaniały rozwodnik etc.). Książka wzrusza czystym i zbożnym przywiązaniem do legitymizmu, zarówno wśród szlachectwa, jak i prostego ludu wandejskich wsi. W odróżnieniu od muszkieterów, wandejscy rojaliści wiedzą, że odwieczne prawo Boże znaczy więcej niż ich osobisty honor. Zdolność poświęcenia, ofiarność… – to wartości, które fabuła ,,Wilczyc” akcentuje na wielu poziomach. Bohaterowie skłonni są do surowych wyrzeczeń zarówno w sferze militarnej, jak i miłosnej. Zachwyca siostrzana miłość tytułowych Wilczyc - Marii i Berty (potem s. Marty, karmelitanki z klasztoru w Chartres).

Polecam nie tylko monarchistom!
 


Marta Czech

niedziela, 8 lipca 2018

Wobec rzeczywistości naszych czasów...


Pikieta antyaborcyjna - Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, Borowska 213

fot. Radosław Szalek

Sobotni poranek przed Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu. Solidne podmuchy wiatru z jednej strony utrudniają utrzymanie szerokich transparentów, z drugiej - wydaje się, jakby wtórują każdemu ,,Zdrowaś Maryjo…”, rozwiewając dźwięki modlitwy tam, gdzie jeszcze nie ma ona szans wybrzmieć.
Przechodnie z zainteresowaniem zerkają na niespełna dwudziestoosobową grupę kobiet i mężczyzn w różnym wieku, którzy w skupieniu odmawiają kolejno wszystkie trzy części różańca. Teksty na bannerach nie pozostawiają wątpliwości co do celu zgromadzenia. Obserwatorzy wydarzenia na różne sposoby prezentują swój stosunek do tego, co się obok nich dzieje. Jedni zwalniają kroku, by łatwiej odczytać pofalowane wichrem napisy; inni przystają, chcąc zrobić zdjęcie; jeszcze inni miarowym krokiem przecinają szpitalny parking, poruszając ustami w rytm rozlegającej się przez megafon modlitwy… Wydaje się, że jej powaga odbiera śmiałość zuchwalcom, którym tak łatwo przychodzi deptać w innych okolicznościach ,,legitymację naszej wiary”, jak mawiał o różańcu św. papież, Pius V. Wśród licznych świadków zaledwie jednej pani wystarcza arogancji, by z nieskrywaną złością, w kilku niewyszukanych słowach, odesłać zebranych do kościoła.
To tylko dowód na to, że regularnie organizowane od kilku lat pod Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym we Wrocławiu pikiety antyaborcyjne, słusznie przybrały tę szczególną formę. Wobec rzeczywistości naszych czasów, trudno o skuteczniejszą broń, niż publiczna modlitwa różańcowa, której - w ramach wynagrodzenia - domagają się grzechy aborcji. O jakiej rzeczywistości mówimy? Wg danych pochodzących bezpośrednio ze szpitala, od 2014 roku to ponad setka zamordowanych. Tych najmniejszych, najbardziej niewinnych i bezbronnych, szczególnie zależnych od pozostałych, którzy, wykorzystując swoją przewagę, często wolą zabić, aniżeli ratować; atakować zamiast bronić; niszczyć to, czemu - chcąc pozostać wiernym fundamentalnej zasadzie sprawiedliwości - należy się ocalenie.
Wydawałoby się, że kwestia dotyczy stosunkowo niewielkiego odsetka szpitalnego personelu. Aborcje mimowolnie kojarzą nam się bowiem z oddziałami/klinikami funkcjonującymi w obrębie ginekologii i położnictwa.
Kilkutygodniowy pobyt w szpitalu przy ul. Borowskiej (w związku ze złamaną nogą, na terenie jednej z pozostałych klinik) brutalnie uświadomił mi jednak, z jak szeroką skalą problemu wśród kadr medycznych mamy do czynienia, jeśli chodzi o zaniechanie tego, co górnolotnie nazywamy etosem lekarskim, a co w gruncie rzeczy sprowadza się do hipokratejskiej zasady ochrony życia ludzkiego.
W czasach powszechnego zamętu aksjologicznego, powierzając swe zdrowie czy życie obcym osobom, człowiek odczuwa naturalną potrzebę przeprowadzenia swego rodzaju discretio rationis (jakby to ujął Akwinata) - rozeznania rozumu w związku z tymi, w których pieczę został powierzony. W dobie ,,wszystkowiedzącego” internetu i publicznych profili na portalach społecznościowych bardzo szybko jesteśmy w stanie dociec, z kim mamy styczność. Biorąc pod uwagę tylko interesującą mnie klinikę/oddział, spośród znalezionych dziewięciu facebookowych profili lekarzy tam pracujących, szóstka z nich otwarcie demonstruje swoje proaborcyjne przekonania. Tzw. nakładki profilowe z tekstami ,,Nie dla zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej!” czy ,,#CzarnyProtest” nie pozostawiają złudzeń. Żaden z pozostałych lekarzy nie deklaruje postawy pro life. Abstrahując już od ogólnej kultury języka (która niejednokrotnie pozostawia wiele do życzenia, nawet jeśli to ,,tylko Facebook”), bardzo przygnębiającym jest moment, w którym pacjent zdaje sobie sprawę, że szpitalna maksyma, którą ośrodek przy Borowskiej chlubi się na swojej stronie: ,,Jesteśmy po to, żeby leczyć [...]” równie dobrze mogłaby brzmieć ,,Jesteśmy po to, żeby zabijać [...]”. W głowie rodzi się mnóstwo pytań i uzasadnionych wątpliwości.
Jak zaufać rezydentce, która umieszcza na swoim profilu grafiki typu ‘Keep your rosaries off my ovaries.’ (ang. ,,Precz z różańcem od moich jajników.”), profanujące różaniec i deprecjonujące niewinne ludzkie życie?
Jak zdać się na opiekę pielęgniarek, które nt. aborcji toczą w dyżurce burzliwą dyskusję, zajmując stanowisko płomiennych zwolenniczek zabijania nienarodzonych dzieci?
Jak pozwolić się zoperować lekarzowi, który twierdzi, że nie wie, kiedy zaczyna się ludzkie życie, ale mimo to jest gotów wesprzeć ,,czarny marsz”?
Jak wierzyć słowom doświadczonego chirurga, dla którego wyznacznikiem moralności, fundamentalnych zasad etc. jest tzw. ,,wydolność systemu"?
Jak być przekonanym o kompetencjach i dobrej woli tych wszystkich ludzi, skoro to, co sobą reprezentują stawia ich w szeregu albo niedouczonych, albo nikczemnych, albo ...wygodnych?
Bardzo trudno o elementarne poczucie bezpieczeństwa, będąc zależnym od zwolenników selektywnego uśmiercania. Niełatwo założyć, że wybrana terapia jest właściwa tam, gdzie ,,móc zabić” jest jedną z opcji w wachlarzu dostępnych metod. Niesamowicie męczą wątpliwości co do decyzji medyków o aspiracjach ,,panów życia i śmierci”. (Trafnie owe powszechne, ponure zapędy ilustruje choćby sugestywny tytuł filmu o znanym polskim kardiochirurgu: ,,Bogowie”.)
Mając świadomość, że wszelkie próby pozbawiania Boga należnego mu miejsca w hierarchii wartości zawsze prowadziły do rozległej katastrofy ludzkości, ma się ochotę czym prędzej uciec ze strefy wyjętej spod Jego panowania. Jak najdalej od labiryntu krętych korytarzy i sal, w których poprawność polityczna każe wieszać już tylko bożki telewizorów. Uciec jak najdalej od zepsucia, gdzie dewizą pozostał ,,wzrost dla samego wzrostu”, czyli w zasadzie ,,ideologia komórki rakowej”, jakby to ujął Edward Abbey. Kolejnym przygniatającym przebłyskiem w myślach pacjenta jest ten, w którym uświadamia on sobie, iż owo zepsucie jest już tak pospolite, że - nawet gdyby udał się gdzie indziej - zdany jest w gruncie rzeczy na wybór między przysłowiową dżumą a cholerą.
Dr Jerzy Moskwa, nauczyciel i autorytet dla wielu pokoleń lekarzy, w jednym ze swoich artykułów pt. ,,Lekarze czy funkcjonariusze?”, w kontekście spustoszonych umysłów i sumień, przywołuje słowa wicedyrektora Departamentu Profilaktyki i Lecznictwa, skierowane do studentów medycyny w 1950: ,,Skończymy z pojęciem lekarskiego kapłaństwa, ze sloganami o powołaniu do zawodu. Jesteście i pozostaniecie funkcjonariuszami państwa.” Wydaje się, że echo tych słów rezonuje dziś w typowej postawie lekarza, który miota się już tylko (jak trafnie ujął dylematy współczesnego człowieka Nicolás Gómez Dávila) ,,pomiędzy sterylną surowością ustaw a nieporządkiem instynktów.” Szpital, arena tej szamotaniny, przedstawia się choremu jako ,,jaskinia lwa”. Wszelkie dobro, jakiego doświadcza (bo przecież ono też tam jest), niepodobna, by przyjął inaczej, jak w myśl: ‘Timeo Danaos et dona ferentes.’ (łac. „Obawiam się Greków, nawet gdy niosą dary.”) - znamiennej wypowiedzi Laokoona przed wprowadzeniem drewnianego konia do Troi w wergiliuszowskiej ,,Eneidzie”.
          Przykro obserwować, że wśród takich, nie innych, kanonów funkcjonują studenci medycyny - bo przecież to szpital uniwersytecki. Cisną się na usta słowa Richarda M. Weavera ze znanego dzieła ,,Idee mają konsekwencje”: ,,człowiek nie powinien podążać za naukową analizą przy jednoczesnej niemocy moralnej." Tymczasem (kontynuuje Weaver) ,,od czterech stuleci każdy człowiek jest nie tylko swym własnym kapłanem, ale także swym własnym profesorem etyki, a konsekwencją tego jest anarchia zagrażająca nawet temu minimum uznawanych powszechnie wartości, które jest konieczne dla istnienia państwa." Drastycznym pokłosiem tej samowoli jest m.in. wszystko to, co dziś możemy zaobserwować w związku z zamieszaniem wokół aborcji - zarówno na gruncie prawnym, jak i obyczajowym. Tymczasem, jak zauważył Ronald Reagan, publikując esej w dziesiątą rocznicę zalegalizowania aborcji w USA (1983r.) - ,,nie możemy umniejszać wartości jednej kategorii ludzkiego życia – nienarodzonych – bez umniejszania wartości każdego ludzkiego życia. [...] Kiedy jako naród skoncentrujemy się na którejkolwiek z tych kwestii, by zapewnić i chronić świętość życia [ludzkiego], to dostrzeżemy, jak ważne jest zapewnienie tej zasady zawsze i wszędzie. [...] Wszyscy musimy dokształcać się na temat rzeczywistości horroru, jaki ma miejsce. [...] Prawdziwym pytaniem dzisiaj nie jest to, kiedy zaczyna się ludzkie życie, ale ile jest ono warte.”
Nauka bowiem jednoznacznie przekazuje, że początek życia każdej osoby ludzkiej wyznacza zapłodnienie, kiedy to tworzy się unikalny genotyp, identyfikujący daną osobę do końca życia. To wydarzenie sui generis. Od jego zaistnienia nie mamy do czynienia ani ze ,,zlepkiem komórek”, ani nawet z ,,potencjalnym człowiekiem”, tylko z pełnoprawną osobą ludzką w początkach swej egzystencji, której ustawodawstwo w Polsce przyznaje realne prerogatywy - choćby w zakresie dziedziczenia (art. 927 § 2 KC) czy dochodzenia po urodzeniu swoich praw za ewentualne szkody w okresie prenatalnym (art. 446 KC).
,,Kiedy mówimy o początku życia, nie ma wątpliwości, że życie zaczyna się wtedy, kiedy komórka jajowa zostaje zapłodniona. Ta zapłodniona komórka ma potencjał rozwoju w cały organizm, także ludzki.” - podaje prof. Marek Świtoński z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, wiceprezes poznańskiego oddziału PAN.
,,Zarodek jest człowiekiem, bo jeśli nie, to czym jest? Nie jest jedynie tkanką ludzką, bo jeśli tak, to czyją?” – głosi podczas konferencji naukowej w Polskiej Akademii Nauk prof. Andrzej Legocki z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN.
Z kolei prof. Andrzej Paszewski z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN konstatuje: „Prawo, które chroni życie ludzkie od poczęcia, opiera się na wiedzy naukowej, a nie na religijnych przekonaniach. Żeby być człowiekiem, trzeba po prostu zaistnieć”. Nadmienia jednak, że ,,przyznanie człowieczeństwa embrionowi lub płodowi jest dla wielu dyskutantów bardzo niewygodne, dlatego przerzucają oni ten problem ze sfery wiedzy do sfery przekonań”.
I tak, w imię pseudohumanitarnych, oświeceniowych motywów dezawuuje się Prawdę, czyniąc zeń kwestię subiektywnego postrzegania czy nawet ludzkiego wynalazku. Hedonistyczne zapędy, skupiające całą energię i uwagę człowieka tylko na ,,tu i teraz”, nie pozwalają już uznać Prawdy za przedmiot czci, któremu winniśmy służyć, w imię którego należałoby się poświęcić, a nawet polec. Tak trudno o budujące, merytoryczne spory, kiedy poszukiwanie Prawdy zastępują tendencyjne pustosłowia. Za Piusem IX chciałoby się zaklinać: ‘Vera rebus vocabula restituantur’! (Trzeba rzeczom przywrócić nazwy prawdziwe!).
Tu warto przywołać fragment wywiadu-rzeki z profesorem medycyny Romualdem Dębskim i doktorem nauk medycznych Marzeną Dębską - znanym (głównie dzięki mainstreamowym mediom) małżeństwem ginekologów, którzy rutynowo dokonują aborcji: «„Wstrzymanie, zatrzymanie, przerwanie, usunięcie…”. Tych słów używa się wymiennie, w zależności od tego, kto je wypowiada. Pacjentki najchętniej by chciały „wstrzymać ciążę” albo „zatrzymać dzidziusia”. Najlepiej „tak, żeby mu nie robić krzywdy”. Drażni mnie ta hipokryzja. Tym kobietom tłumaczę, o czym tak naprawdę rozmawiamy. Nie można przerwać ciąży, nie robiąc dziecku krzywdy. Bo potem one wychodzą ze szpitala i mówią, że tylko „wstrzymały dzidziusia…”, a lekarz jest oskarżany o to, że zabił dziecko. Wolę nazywać rzeczy po imieniu.» Aborterzy nie pozostawiają złudzeń co do faktów. Kwalifikują je jedynie w kategoriach swojej własnej obyczajowości, która dla człowieka uczciwego, podążającego za Prawdą, jest nie do przyjęcia.
...i nawet sam Reagan wzdrygał się przed ową szubrawą obyczajnością lekarzy, wjeżdżając na salę operacyjną po zamachu w 1981r., kiedy na chwilę przed podaniem narkozy rzucił w stronę chirurgów słynne: ,,Mam nadzieję, że wszyscy jesteście republikanami.”
,,Mam nadzieję, że wszyscy jesteście katolikami.” - chciałoby się parafrazować prezydenta USA w polskich szpitalach. Tymczasem wydaje się, że ułomna konstrukcja systemu zdrowotnego, wszechobecna poprawność polityczna oraz plątająca się pomiędzy nimi epikurejska potrzeba świętego spokoju nieustannie burzą to, co w ludziach prawe, wzniosłe i szlachetne. Swego czasu w  miesięczniku „Odra" ogłoszono ankietę pt. ,,Lęki medycyny”. Maciej Iłowiecki pisał z tej okazji: „Gdyby zaś zapytać, jaki właściwie lęk jest najgorszy, jaki kryje w sobie wszystkie pozostałe, ja przynajmniej musiałbym odpowiedzieć tak: jest to lęk przede wszystkim przed tym, by nie zabrakło wśród lekarzy ludzi dobrych, a w naszej medycynie - dobroci i zwłaszcza, żeby ci dobrzy nie musieli pracować w warunkach, które wszelką dobroć niweczą".
Tym większym więc wsparciem i poszanowaniem darzmy lekarzy dobrych, przyzwoitych, niezepsutych... Nielicznych, którzy mają odwagę nie pozostać w tej walce na śmierć i życie bezstronni - nawet kosztem społecznej, naukowej czy medialnej banicji. To dzięki ich zdecydowanej postawie nadzieje na powszechną służbę zdrowia o nieposzlakowanym morale przestają być tylko czczymi mrzonkami. Wszystkim tzw. obojętnym natomiast, warto zadedykować fragment eseju wybitnego hiszpańskiego dyplomaty, Juana Donoso Cortésa: «Nie mów, że nie chcesz walczyć. Już gdy to mówisz, walczysz. Nie mów, że nie wiesz, po której stronie masz walczyć. Bo w tejże chwili skłaniasz się na jedną stronę. Nie zapewniaj, że chcesz być niezależny, myśląc, że takim jesteś, już nim nie jesteś. Nie twierdź, że zachowujesz się obojętnie. To śmieszne. Wymawiając słowo „obojętnie”, już przystąpiłeś do partii. W tej (...) walce między Bogiem a diabłem każdy, kto opowiada się za neutralnością, stoi bezsprzecznie po stronie diabła.»
 
Marta Czech

środa, 10 maja 2017

By żyło się lepiej!


          Dobra wiadomość jest taka, że składki zdrowotnej ma nie być. Zła – że służba zdrowia pozostaje w rękach sektora publicznego, będąc utrzymywana wciąż z naszych podatków (po zmianach z, najbardziej niegodziwego, podatku dochodowego). Zatem prawidła demokracji zachowane:

1.       Zmiana nie może nic zmienić.

2.       Rząd wie najlepiej, jak zadbać o obywatela.

3.       Redystrybucja dóbr to finansowa ostoja bezproduktywnych urzędników i świetna okazja do malwersacji dla nie mniej pasożytniczych polityków.

By żyło się lepiej!



Marta Czech

poniedziałek, 8 maja 2017

Katolik w wielkim mieście


          Biegając po wrocławskim Ołbinie i rozmyślając sobie wczesnym poniedziałkowym rankiem nad ,,urokami wielkomiejskiego życia” z przerażeniem zauważyłam, że – nim się spostrzegłam – mieszkam jednocześnie obok: fryzjera dla psów, ,,restauracji” indyjskiej Hare Kriszna, krematorskiego zakładu pogrzebowego i kilku punktów o nazwie ,,Ksero 24h”, dystrybuujących w rzeczywistości tzw. ,,dopalacze”. ,,O tempora, o mores!”

Całe szczęście, na ów, pogrążony w odmętach duchowej pustki, ziemski padół spogląda jeszcze - wśród wiosennego, napawającego nadzieją, śpiewu ptaków - majestatyczny Święty Michał Archanioł… (projektu mojego ulubionego architekta, Alexisa Langera).

,,[…] Imperet illi Deus, supplices deprecamur […].”

Kościół Świętego Michała Archanioła na wrocławskim Ołbinie

Marta Czech

niedziela, 16 kwietnia 2017

Resurrexit, sicut dixit. Alleluia!


Resurrexit, sicut dixit. Alleluia!
Niech Zmartwychwstały Chrystus - Zwycięzca śmierci, piekła i szatana - obdarzy nas odwagą do czynienia dobra, siłami do walki ze złem oraz miłością, bez której niepodobna realizować powyższe.


sobota, 1 kwietnia 2017

X Forum Monarchistów Polskich trwa…


          Moim bohaterem dnia został dziś przeuroczy, pełen ognistego temperamentu, austriacki hrabia - Piotr zu Stolberg-Stolberg, wieloletni działacz na rzecz przywrócenia tradycyjnej monarchii katolickiej w Austrii, potomek Franciszka Józefa I.


Marta Czech

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Ku duchowości elitarnej

         
          Organizacja Monarchistów Polskich i Portal Legitymistyczny zapraszają na wykład pani dr Anny Sutowicz, który odbędzie się 25 stycznia o godz. 17.00 w Centrum Edukacji Historycznej Konspira przy placu Solnym 11 we Wrocławiu. Temat wystąpienia: ,,Ku duchowości elitarnej. W kręgu fundacji religijnych Piastów śląskich.” Polecam!


Marta Czech

piątek, 13 stycznia 2017

W temacie pana Jerzego O. i jego dzieła


Refleksja...

          Nie za bardzo rozumiem medialne potyczki w temacie WOŚP i zarzuty ze strony jej zwolenników w związku z niepopieraniem pana Owsiaka. Wszak sam pan Jurek głosi wszem i wobec: ,,Róbta, co chceta!".
A więc chcę nie popierać WOŚP i działań pana O., to nie popieram. ,,Krótka piłka", jak to mówią.
...chyba, że ,,róbta, co chceta" jest tylko dla wybranych, a resztę obowiązuje ,,jedynie słuszna linia partii", ale o tym Wielki Dyrygent Orkiestry, zdaje się, nic nie napominał...


Marta Czech

niedziela, 17 kwietnia 2016

Polskie insygnia koronacyjne we Wrocławiu


          Dziś wrocławianie - z okazji obchodów 1050. rocznicy Chrztu Polski - mieli niepowtarzalną okazję ujrzeć zrekonstruowane regalia polskie. Ekspozycję insygniów koronacyjnych, odtworzonych przez sądeckiego antykwariusza, Adama Orzechowskiego, w katedrze wrocławskiej wystawił przedstawiciel Konfederacji Spiskiej, Jerzy Kruczek.

fot. Gazeta Wrocławska

Historia polskich insygniów koronacyjnych:
http://www.replikiregaliowpl.com/

Marta Czech

środa, 13 kwietnia 2016

O zbawiennym wpływie kobiety na mężczyznę


...czyli historia Dobrawy i Mieszka.

          ,,[…] przedstawię resztę czynów znakomitego księcia Polan Mieszka, o którym pisałem szeroko w poprzednich księgach. W czeskiej krainie pojął on za żonę szlachetną siostrę Bolesława Starszego, która okazała się w rzeczywistości taką, jak brzmiało jej imię. Nazywała się bowiem po słowiańsku Dobrawa, co w języku niemieckim wykłada się: dobra. Owa wyznawczyni Chrystusa, widząc swego małżonka pogrążonego w wielorakich błędach pogaństwa, zastanawiała się usilnie nad tym, w jaki sposób mogła by go pozyskać dla swojej wiary. Starała się go zjednać na wszelkie sposoby, nie dla zaspokojenia trzech żądz tego zepsutego świata, lecz dla korzyści wynikających z owej chwalebnej i przez wszystkich wiernych pożądanej nagrody w życiu przyszłym. […]
Pracowała więc nad nawróceniem swego małżonka i wysłuchał jej miłościwy Stwórca. Jego nieskończona łaska sprawiła, iż ten, który Go tak srogo prześladował, pokajał się i pozbył na ustawiczne namowy swej ukochanej małżonki jadu przyrodzonego pogaństwa, chrztem świętym zmywając plamę grzechu pierworodnego. I natychmiast w ślad za głową i swoim umiłowanym władcą poszły ułomne dotąd członki spośród ludu i w szatę godową przyodziane, w poczet synów Chrystusowych zostały zaliczone. Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim, niezmordowany w wysiłkach, nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej. I cieszył się wspomniany mąż i szlachetna jego żona z ich legalnego już związku, a wraz z nimi radowali się wszyscy ich poddani, iż z Chrystusem zawarli małżeństwo.”
(Kronika Thietmara)

Jan Matejko, Dobrawa i Mieszko (1880), Poczet królów i książąt polskich

Marta Czech

piątek, 8 kwietnia 2016

Prawo ,,powszechnego ciążenia”


          Cały ten problem w związku z aborcją, antykoncepcją (o czym ostatnio głośno) ma źródło w tym, że ludzie przestali siebie akceptować takimi, jakimi są, odrzucając prawa natury (dla katolików: Boże Prawa), które nimi kierują. O ile są w stanie przyjąć, że wskutek działania grawitacji chodzą po ziemi, bicie serca rozprowadza krew po całym ich organizmie, jedzenie i picie wiąże się z konkretnymi czynnościami fizjologicznymi, a ból jest wynikiem działania receptorów informujących o uszkodzeniu tkanek – nie są w stanie przyswoić wiadomości, że współżycie seksualne prowadzi do powstania człowieka. Cóż za wybiórcze traktowanie powszechnie znanych oddziaływań materii.

Bardzo mi żal tych wszystkich - zakompleksionych (spójrzmy prawdzie w oczy) na punkcie własnej płodności - ludzi.


Marta Czech

piątek, 30 października 2015

Dymitr Mereżkowski o Polsce i Rosji


          ,,Rosja sama powstać i odrodzić się nie może. Trzeba nowych waregów. Tymi waregami muszą być Polacy. Muszą bolszewików pobić, Moskwę zdobyć, Rosję uporządkować, zorganizować i wprowadzić federację narodów słowiańskich.
Jeżeli Polska nie podejmie się tej misji dziejowej obecnie, nigdy się ta chwila już nie powtórzy. I Rosja będzie musiała wpaść w objęcia Niemiec, które następnie wspólnie z Rosją Polskę zduszą. Ani dla Europy, ani dla Polski nie ma i nie może być pokoju, póki istnieje bolszewizm. Albo będzie bolszewizm i nie będzie Polski, albo odwrotnie. Jedno z dwojga. Widzimy to z przerażającą jasnością.”
(Dymitr Mereżkowski)


Marta Czech

poniedziałek, 19 października 2015

W obronie romantyzmu


          Są dwa rodzaje romantyzmu - ten, który stawia romantyczne wyobrażenie w opozycji do rzeczywistości, która wobec owego blednie, napawając człowieka dekadentyzmem oraz ten, który na trudną rzeczywistość nakłada swego rodzaju ,,filtr" ją upiększający, pozwalając dzięki temu dostrzec w otoczeniu - poprzez odpowiednio skonstruowaną analogię - zacne przymioty. Vide: choćby dostrzeganie rycerskości u dzisiejszych mężczyzn. Zawsze będę obrończynią tego drugiego.

Caspar David Friedrich, Mężczyzna i kobieta zapatrzeni w księżyc (ok 1830-1835)
 
Marta Czech

czwartek, 21 maja 2015

Daj nam, Panie, rząd silny i trwały...


...czyli o wyborach prezydenckich 2015.

          Jestem jakoś w stanie zrozumieć głosowanie na ,,obecną władzę” przez osoby, którym wiedzie się dobrze – tzn. stać ich na własny dom/mieszkanie (za gotówkę), samochód, nie muszą martwić się o emeryturę, bo zgromadzone oszczędności/spodziewane wpływy wystarczą. Tak funkcjonują egoiści.
Za grosz natomiast nie jestem w stanie pojąć, jak ludzie, będący (dosłownie) niewolnikami własnych szefów, niewolnikami banków, niewolnikami Urzędu Skarbowego, niewolnikami ZUS-u i wszystkich innych ,,ubezpieczeń”, ludzie, którzy we własnym państwie pracują dwa razy więcej od chłopa pańszczyźnianego w średniowieczu, a nie stać ich na przysłowiowy ,,własny kąt" (nie wspominając już o całej reszcie), mogą popierać status quo. Wszak to nic innego jak legitymizacja własnego nieudacznictwa. …bo ,,skoro władza taka wspaniała”, to nie z kim innym, jak tylko z nimi coś musi być nie tak.
 

Marta Czech