piątek, 12 lipca 2013

Ksiądz-partyzant


W kontekście rzezi banderowców na Polakach…

          Chcę napisać o wspaniałym księdzu katolickim we Lwowie, o którym wspominał mój ś.p. dziadek pochodzący z tamtych stron. Imienia księdza, niestety, nie pamiętam, a nazwisko było albo Śliwowski, albo Śliwiński (chyba). Mój dziadek, który był w wojsku kucharzem, gotował nawet dla tego księdza.
Otóż, był taki czas we Lwowie, że Polacy, prześladowani na różne wymyślne sposoby przez banderowców, nie byli już w stanie gdziekolwiek uciec ani nawet zmrużyć w nocy oka. Totalne osaczenie, kolejne coraz to brutalniejsze zabójstwa, niewyobrażalny strach przed utratą najbliższych, długie kolejki do księdza po radę, pocieszenie, dobre słowo…
Aż pewnego dnia ks. Śliwowski/Śliwiński wpadł na pomysł (koncept w stylu sicut serpentes), by grupa mężczyzn - Polaków, przebrała się za żołnierzy niemieckich i poszła do lokalnego szefostwa banderowców. Tam Polacy (jako Niemcy) oznajmili członkom UPA, że Niemcy chcą się rozprawić z Polakami i potrzebują sojusznika w postaci ukraińskich nacjonalistów, w związku z czym proszą o listę banderowców, z którymi mogliby w tym celu współpracować. Bez problemu Polacy ową listę zbrodniarzy z imienia i nazwiska otrzymali. Rozpoczęła się partyzantka, na której czele stanął nie kto inny, jak właśnie ks. Śliwowski/Śliwiński.
W obronie własnej partyzantom ks. Śliwowskigo/Śliwińskiego udało się zabić prawie wszystkich zwyrodnialców z owej listy i na jakiś czas we Lwowie zagościł spokój.
Ks. Śliwowski/Śliwiński po wojnie został przeniesiony do Legnicy, gdzie jeszcze długie lata był wikarym w parafii Świętej Trójcy.
Bardzo żałuję, że dziadek już nie żyje i nie mogę zapytać go o więcej szczegółów… W internecie informacji na ten temat też nie znalazłam…
W każdym razie i dziś potrzebni są nam właśnie tacy księża-partyzanci na miarę owego lwowskiego kapłana…


Marta Czech