wtorek, 11 września 2012

Kiedy chorągiew idzie…


          ,,Zwyczaj jest czapkę zdejmować (...) kiedy chorągiew idzie. Częścią, iż w niej szanujemy osobę i władzę królewską, której ta chorągiew jest, częścią, że szanujemy odważnych tych mężów, którzy pod tą chorągwią służąc, bronią Ojczyzny, bronią dostojeństwa królewskiego. Częścią też, abyśmy ich ubłagali, żeby przeszli nie szkodząc nas, bo jak czapki nie zdejmiesz, to zaraz despekt, to daj wołu, daj konia, daj stację i podwodę, boś nie uszanował chorągwi." (ks. Szymon Starowolski, kanonik krakowski - fragment kazania)


Chorągiew Husarii Królewskiej z ok. połowy XVIIw.
Adamaszkowy bławat z wyciętym trójkątem - w kolorze królewskiego karmazynu. Biały Orzeł w zamkniętej koronie, trzymający w szponach Krzyż (w prawej) i szablę (w lewej). Na piersi Orła haftowany złoty snopek Wazów. Wokół godła obramowanie z motywami białych lilii.

Marta Czech

niedziela, 10 czerwca 2012

Nasi nie wstydzą się Jezusa, my nie wstydzimy się naszych!

      
          Teoretycznie żyjemy w katolickim kraju i publiczne wyrażanie katolickiej wiary w Polsce nie powinno dziwić. A jednak… Okazuje się, że w pewnym sensie dziwi nawet samych katolików. …ale wielce radosne i uśmierzające to zdumienie. W dobie bowiem napędzanej przez media politycznej poprawności, coraz bezczelniej okraszanej dewiacjami rodem z Sodomy i Gomory, zobaczyć polskiego piłkarza czyniącego na klęczkach znak krzyża w trakcie meczu – to istny kataplazm na ból otaczającego nas świata. Do tego świadomość, iż scenę tę ogląda 15,5mln[1] widzów! Niebywałe.
Ale zacznijmy od początku… Mecz otwarcia Euro 2012: Polska – Grecja. Piątek, 8 czerwca 2012, godz. 18:00.
17. minuta meczu. Obraniak zagrywa na bok do Błaszczykowskiego, a ten przepięknie dośrodkowuje do Lewandowskiego, który po koźle strzela głową do siatki. Goool!!! Prowadzimy 1:0!!! (http://www.youtube.com/watch?v=0UHPAgwS7q4&feature=relmfu)
Robert Lewandowski
Wielu od tej chwili jednym okiem zerka na mecz, drugim próbując wyczytać w internecie jakieś strzępy informacji nt. pierwszego strzelca Euro 2012. (Nie wszyscy niestety znakomicie orientują się w ,,eksperymentalnym zestawieniu” Franciszka Smudy.)
I oto, co czytamy – prócz standardowych informacji dot. zawodnika, typu: 24-letni polski piłkarz grający na pozycji napastnika lub ofensywnego pomocnika, reprezentant Polski, obecnie zawodnik Borussii Dortmund, a wcześniej m.in. Legii II Warszawy i Lecha Poznań, natrafiamy na notkę: ,,Robert Lewandowski nie wstydzi się Jezusa”(http://euro.wp.pl/title,Lewandowski-nie-wstydze-sie-Jezusa,wid,14557048,wiadomosc.html?fb_action_ids=325068367573025&fb_action_types=news.reads&fb_source=ticker&ticaid=1e9b9). Formalnością już tylko jest znalezienie filmiku z wypowiedzią polskiego piłkarza: ,,Jestem katolikiem i nie wstydzę się Jezusa ani swojej wiary. Wiem, że Pan Bóg cały czas nade mną czuwa. (…) we współczesnym świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też ta wiara pomaga mi na boisku, ale też i poza nim, żeby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów.” (http://www.youtube.com/watch?v=VmCYF-808Eo&feature=plcp) O nie – w tej chwili wypowiedź Roberta Lewandowskiego na pewno nie brzmi tak samo, jak wcześniej! Mówmy sobie, co chcemy, ale nie sposób zaprzeczyć, iż ta 17. minuta meczu nadała owym słowom i siły, i wagi, i doniosłości – choćby przez wzgląd na częstotliwość, z jaką nazwisko Roberta zaczęło odtąd figurować w internetowych przeglądarkach.
Ale to nie wszystko. Przy okazji dowiadujemy się, iż, przed Robertem Lewandowskim, do akcji ,,Nie wstydzę się Jezusa” dołączył Jakub Błaszczykowski (http://www.youtube.com/watch?v=rtp6NPSkdic&feature=player_embedded).
Jakub Błaszczykowski
Mamy tymczasem 43. minutę meczu i czerwoną kartkę dla Greka (Papastathopoulos fauluje wychodzącego na czystą pozycję Murawskiego).
Drugą połowę grają więc Grecy w osłabionym składzie. Nie przeszkadza im to w 51. minucie zremisować (Dimitris Salpingidis strzela do pustej bramki, po tym jak z piłką minęli się Wojciech Szczęsny i Marcin Wasilewski). Zaczyna być groźnie…
Prawdziwym koszmarem okazuje się jednak 68. minuta. W sytuacji jeden na jednego Szczęsny fauluje Salpingidisa. Rzut karny. Polski bramkarz wylatuje z boiska! Gol dla Greków? Nieeee!!! Przemysław Tytoń, który wszedł co dopiero na boisko, obronił strzał Karagounisa!!!
Zanim jednak cała akcja miała miejsce, wszyscy widzieli, co widzieli, a jeśli w ferworze emocji przeoczyli, z ust samego Dariusza Szpakowskiego usłyszeli: ,,Przykląkł, dotknął murawy, przeżegnał się Przemek Tytoń!” (http://euro2012.tvp.pl/7637091/polska-grecja-czerwony-szczesny-tyton-broni-karnego).
Przemysław Tytoń (nr koszulki 22) przed brawurową obroną karnego
I tak, podekscytowani wyczynem Przemka Tytonia, dotrwaliśmy do końca meczu – 93. minuta - koniec meczu. Mamy remis!
Ale – tak naprawdę, biorąc pod uwagę całokształt gry – wcale nie mamy remisu. Nie chciałabym tu rozwodzić się nad kulturą osobistą Greków w czasie meczu, która faktycznie pozostawia wiele do życzenia (kto oglądał mecz albo choć jego fragmenty, ten widział), a jedynie zauważyć oraz podkreślić przykładność polskich piłkarzy, przede wszystkim zaś – wiarę czołowych zawodników naszej reprezentacji.
Dorzucę jeszcze wypowiedzi naszych bramkarzy w wywiadach po meczu.
Wojciech Szczęsny: ,, Klęknąłem i modliłem się, żeby Przemek wybronił tego karnego.” (http://www.sport.episkopat.pl/euro/wiadomosci_euro/?id=618)
Wojciech Szczęsny (nr koszulki 1)
My też się modlimy, by nasi (jak wspaniale w takim kontekście brzmi to słowo!) wyszli z mistrzostw jeśli nie zwycięsko, to na pewno obronną ręką. Z drugiej strony, nie wiadomo, do czego potrzeba więcej samozaparcia – do walki na boisku, czy poza nim, odpierając choćby tak skrajnie prymitywne ataki, jak ten: http://blogi.newsweek.pl/Tekst/naluzie/628889,tyton-skompromitowal-narodowa-reprezentacje.html.
Każdy Polak jednak – katolik i patriota – na pewno owych prostackich oszczerstw nie podziela.
Nasi nie wstydzą się Jezusa, my nie wstydzimy się naszych!

Polecam również - ,,Gwiazdy reprezentacji o wierze w Boga”:
http://duchowy.pl/2012/06/11/gwiazdy-reprezentacji-o-wierze-w-boga/

Marta Czech


[1] Rekord Adama Małysza pobity. Jak podaje Telewizja Polska, mecz otwarcia Euro 2012 Polska - Grecja, w najwyższym momencie oglądalności, przyciągnął uwagę 15,5mln widzów na trzech antenach TVP1, TVP Sport i TVP HD.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Lewy czerwcowy


          …czyli o zakresie sterowalności TW Bolka, a ściślej - przysłowiowych zdań kilka odnośnie ,,tajemniczej” osoby Mieczysława Wachowskiego (szefa gabinetu Lecha Wałęsy), pochodzących z książki Jacka Kurskiego i Piotra Semki pt. ,,Lewy czerwcowy”.

Mieczysław Wachowski

,,Tak, to agent, ale cóż - trzeba go awansować.”
(Lech Wałęsa o Mieczysławie Wachowskim)

Fragmenty rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim:

I co?
Wałęsa sprawę bagatelizował „ty się Mieciem nie przejmuj", „co ty o tym gównie ciągle?" (autentyczny cytat), a mimo to Wachowski pozostawał. Nie było sposobu i koniec. (…)

Wachowski skończył kurs SB?
Tak. Ukończył oficerski kurs Akademii Spraw Wewnętrznych w Świdrze pod Otwockiem. Kurs trwał od 21 stycznia do 2 sierpnia 1975 roku. Kierownikiem kursu był płk Tomasik, jego zastępcą ppłk Żochowski. Promocja oficerska z rąk ministra spraw wewnętrznych Kowalczyka. W składzie kursu była kompania MO i SB.
(…) Wałęsa przyznał mi rację, że jest to agent.

Że jest, czy że był?
Że jest.

Kiedy to nastąpiło?
W pierwszym dniu puczu w Moskwie 19 sierpnia 1991. Przychodzę do Wałęsy i mówię, że Wachowski to agent. Na to Wałęsa:
tak, to agent, ale cóż - trzeba go awansować.

Agent, ale czyj?
Wałęsa tego nie powiedział, ale jeżeli w dniu, w którym wraca zagrożenie starym sowieckim układem, pada stwierdzenie, iż trzeba go awansować - to można wnioskować, iż taki awans ma być sygnałem utrzymania dobrych stosunków ze Wschodem. Że taka obecność jest dla nich swoistą gwarancją i trudno, trzeba się na to zgodzić. Zaznaczam, że jest to tylko rekonstrukcja, bo w tej sprawie mamy zbyt mało danych. (…)

Tolerowanie Wachowskiego, tak?
Już od lat 1980-81! Trudno, by Wałęsa nie wiedział, z kim ma do czynienia. Nie musiał znać szczegółów, ale nie mógł mieć wątpliwości, jaką generalnie rolę pełnił Wachowski: oddelegowanego przy przewodniczącym „Solidarności" jako szofer agenta bezpieki. Dziś wiem, że ludzie z kręgu Gwiazdy ostrzegali wtedy Wałęsę, kim jest Wachowski, mimo to Wałęsa trzymał go nadal. Mało tego, zażyczył sobie Wachowskiego na początku internowania, gdy dano mu możliwość, by miał kogoś przy sobie.


Fragmenty rozmowy z Janem Parysem:

Jak Pan postrzegał Wachowskiego?
Powiedzmy, że wiedziałem od początku, iż Wachowski jest osobą mocno podejrzaną. Ma ogromny wpływ na decyzje Prezydenta i nikt nie wie w czyim działa interesie. Wachowski rządzi dziś Polską. To nienormalne, gdy osoba numer dwa w państwie nie ma oficjalnego życiorysu. Zupełnie horrendalne natomiast, gdy sekretarz stanu - a więc urzędnik średniego szczebla - próbuje ingerować w sprawy wojska, przekraczając swoje kompetencje. A Wachowski domagał się dostępu do danych wojskowych objętych ścisłą tajemnicą.

Czy przy spotkaniach Pana z Lechem Wałęsą obecny był Wachowski?
Tak. Obecność Wachowskiego była regułą. Nigdy nie mogłem rozmawiać sam na sam z Wałęsą.

Ani jednego spotkania w cztery oczy?
Ani jednego. W trakcie wszystkich rozmów z Wałęsą czułem się skrępowany obecnością Wachowskiego.

Nie mógł Pan temu zaradzić?
Zasygnalizowałem premierowi, iż nie mogę rozmawiać z Prezydentem w cztery oczy. Olszewski odrzekł, iż ma dokładnie taką samą sytuację.

Jak to się stało, że Wałęsa w grudniu zaakceptował Pana na szefa MON?
Otoczenie Prezydenta szukało kogoś wiarygodnego na Zachodzie. Kogoś, kto będzie symbolizował zmiany, ale tych zmian nie przeprowadzi. Oni zakładali, iż nie udźwignę ciężaru odpowiedzialności za strukturę tak obcą cywilowi. Myśleli, że raczej zostanę osaczony, wyzbędę się aspiracji, wykażę posłuszeństwo, a zmiany będą pozorne.

A czy Wałęsa widział w Panu przeciwnika?
Nie, ze strony Wałęsy nie było wrogości. Sądzę, że to jego otoczenie prowadziło kampanię dezinformacyjną. Rozmowy z Wałęsą wspominam miło.

Mimo obecności Wachowskiego?
Tak. Nawet gdy przychodził spięty, rozstawaliśmy się sympatycznie. Wałęsa mówił mi, bym dzwonił do niego, że zawsze mogę liczyć na szybki kontakt. By zepsuć relacje - trzeba było zablokować spotkania. I to właśnie zrobił Wachowski.

Coś tu nie gra. Z Wałęsą idylla, z Wachowskim i Milewskim ostra walka. Kto więc decydował w tej grze?
Oczekujecie Panowie jasnych odpowiedzi, a podział nie zawsze jest na czarne - białe. Długo sądziłem, że Lech Wałęsa ma jedynie osobliwe koncepcje polityczne, a nie że jest uwikłany w jakąś niepokojącą kombinację. Słyszałem oskarżenia wobec ludzi z jego otoczenia, nie miałem dowodów.

A nie miał Pan ochoty pójść do Belwederu i przemówić: Panie Prezydencie, niech Pan się z tego wyrwie, zbudujemy razem coś nowego?
Gdyby Wałęsa uczynił choć jeden gest, to miałby w Macierewiczu i we mnie ludzi, którzy wybroniliby go z każdej trudnej sytuacji, wyciągnęli z każdego uwikłania. Macierewicz był w Wałęsę wpatrzony i gotów był dla niego zrobić wszystko. Nie byłem związany osobiście z Wałęsą, ale z chwilą objęcia stanowiska chciałem pracować z nim absolutnie lojalnie. Dla dobra Polski wyciągnąłbym Wałęsę z każdej trudnej sytuacji, powtarzam - gdybym zauważył najmniejszy sygnał z jego strony.


Kazimierz Świtoń:

Ja rozumiem, że sprawa ujawniania agentów służby bezpieczeństwa jest niewygodna, bo minister Parys ujawnił spisek przeciwko państwu w Kancelarii Prezydenta. Tak. W Kancelarii Prezydenta działa mafia na rzecz odbudowy struktur dawnego systemu od czasu, kiedy Kancelarią kieruje Wachowski Tego faktu ukrywać nie wolno.


,,Lewy czerwcowy" - książka Jacka Kurskiego i Piotra Semki z 1993 roku, będąca podstawą do stworzenia wersji filmowej pt. ,,Nocna zmiana”:

,,Nocna zmiana” – film dokumentalny z 1994 roku, poświęcony kulisom odwołania rządu Jana Olszewskiego w czerwcu 1992 roku, zrealizowany przez Jacka Kurskiego i Michała Balcerzaka:


Marta Czech

niedziela, 8 kwietnia 2012

Miłującemu nic nie jest trudnego…



          Wszyscy Ewangelistowie zgadzają się na to, że Chrystus Pan najpierwej białogłowom oznajmić raczył zmartwychwstanie swoje, a to dlatego, iż one nad insze Chrystusa miłowały i z większą pilnością Go szukały. Albowiem wielkie nabożeństwo i miłość ku Panu Jezusowi tych to świętych niewiast okazuje się nie słowy tylko, ale wielkimi a znacznymi uczynkami, bo miłowały Chrystusa Pana za żywota, nie odstąpiły Go przy śmierci, i po śmierci miłować nie przestały. Za żywota naśladowały Go z Galilei, a opuściwszy ojczyznę i przyjacioły swoje, bawiły się przy Nim, szukając zawsze słowa i nauki Jego, i jeszcze nad to, z majętności swoich służyły Mu i dodawały Mu potrzeb i uczniom Jego. Przy śmierci zasię Jego wielką miłość swoją w tym okazały, że gdy uczniowie Jego wszyscy pouciekali, gdy Go opuścili, a niektórzy się Go i zaparli, gdy Go na ostatek jako łotra nad łotry potępiono i ukrzyżowano, one Go przecież nie tylko nie odstąpiły, ale i prowadziły, i pod krzyżem pospołu z Matką Jego i z Janem aż do końca trwały. Na koniec i po śmierci miłować nie przestały, gdy Mu oto ostatnią posługę wyrządzić i ciało Jego święte maściami kosztownymi pomazać usiłowały, a nic się nie odstraszyły, ani bojaźnią książąt i przełożonych swych, ani żołnierzy zbrojnych, ani grobem pilnie opatrzonym i pieczętowanym, ani kamieniem wielkim, ani nocnymi ciemnościami, ani pracą i nakładem na one drogie maści.
A choć dobrze wiedziały i widziały, że już ciało Jego święte było od ludzi świętych: od Józefa z Arymatei i od Nikodema pomazane gdy je pogrzebali, wszakże nie mając dosyć na tym, chciały też i one namazać ciało Jego święte. Albowiem miłującemu zda się jakoby nic nie uczyniono, czego on sam nie uczyni temu, kogo miłuje. A patrz, jako miłującemu nic nie jest trudnego. Nie myślą ni o czym, jeno o Panu, którego miłują, nie dbają nic na żadne niebezpieczeństwa, ani na koszta, ani na prace, aby jeno miłemu posłużyć mogły. Nie wspominają kamienia wielkiego, aż kiedy już były blisko grobu, tam dopiero mówią: Któż nam kamień odwali ode drzwi grobowych? Przeto też, aby się ich miłości dosyć stało, ułacnił im Pan Bóg one trudności. Bo i kamień odwalon jest przez Anioła, aby bez przeszkody do grobu wnijść mogły, i sam Anioł ukazał się im w grobie, aby je pocieszył.
Uczmyż się tu, najmilejsi bracia, jako stale i statecznie Chrystusa Pana szukać i miłować mamy, a nic się nie odtrącać żadnymi trudnościami, ilekroć mamy pogodę do uczynku dobrego, chociażby się też jaki wielki kamień zdał leżeć na drodze, kiedy Pana Jezusa pomazywać mamy. Bo i dziś i zawsze możem Go pomazywać w członkach Jego. Cokolwiek, prawi, jednemu z tych najmniejszych moich uczynicie, mnieście uczynili. Przetoż nie lękaj się żaden, choć ci się zda, że kamień na drodze. Widzisz człowieka nędznego, chorego, ubogiego, a prawie pomocy twej potrzebującego, chcesz go opatrzyć wszemi potrzebami, jeno iż się boisz, by snadź i tobie samemu nie dostało. Oto kamień na drodze. Ale się nie lękaj: odwali Pan Bóg ten kamień, któryć obiecuje stokroć więcej za to, cokolwiek ty opuścisz dla Niego. Widzisz człowieka, niewinnie ukrzywdzonego i utrapionego, i chcesz go obronić, jeno się boisz, abyś nie wzbudził naprzeciw sobie adwersarza jego. Oto kamień na drodze. Ale nic się nie bój. Uczyń jeno, co miłość Boga i bliźniego od ciebie wymaga, a Pan Bóg to sprawi, źeć nie tylko żaden za złe mieć nie będzie, ale i sam on adwersarz, któregoś się lękał, będzie musiał chwalić cnotę i pobożność twoją. Chciałbyś od Wielkiejnocy nowy żywot zacząć, często się spowiadać, często Najświętszy Sakrament przyjmować, abyś i sumienie twe czyste od grzechu zachował i zmacniał się tym chlebem żywota wiecznego przeciw wszelakim pokusom, jeno iż się boisz, aby z ciebie ludzie nie szydzili, aby cię nabożnikiem, papistą, jezuitą, mnichem, liżyobrazkiem i podobnymi tytułami nie nazywali. Oto kamień. Doświadcza cię Pan Bóg, jako i Piotra, jeśli się go zaprzesz. Ale nic się nie bój: obrócić to Pan Bóg inaczej, niźli się spodziewasz, albowiem twym dobrym przykładem pobudzeni drudzy będą się też częściej spowiadać i do stołu Pańskiego przystępować. Chciałbyś ty, nędzny heretyku, nawrócić się do jednego świętego Kościoła powszechnego, widząc, że jedno w tym samym jest zgoda i prawda, a nie w tych różnych sektach, jeno się wstydzisz, aby cię nie miano za niestatecznego, albo iż się boisz rodziców, panów, albo inszych powinowatych swoich. Oto kamień. Ale niech cię to nic nie odwodzi od nawrócenia, bo lepiej się tu wstydzić do czasu przed małym pocztem ludzi, aniźli w dzień sądny przed Bogiem i anioły i wszystkimi świętymi na walnym Sejmie wszego świata. I kto się tu wstydzi Chrystusa Pana i Kościoła Jego, tego się też będzie wstydził Chrystus Pan. Chciałbyś ty, Katoliku, nie mieć z heretyki społeczności żadnej, zwłaszcza w rzeczach około wiary i chwały Bożej, gdyż cię wszędy słowo Boże przestrzega, abyś się wystrzegał tych przewrotnych ludzi. Wszakże gdy cię proszą na chrzciny, albo na oddawiny, albo na pogrzeby swoje, nie umiesz się im z tego wymówić, bojąc się, abyś ich nie obraził i nie wzbudził naprzeciwko sobie. Oto kamień. Ale nic się nie bój. Więcej się godzi być posłusznym Panu Bogu aniźli ludziom. Niechaj ci ten nie będzie przyjacielem, który cię chce uczynić nieprzyjacielem Bożym. Chciałabyś ty, Panno albo Wdowo, albo młodzieniaszku, Panu Bogu oddać i poświęcić ciało swoje, i służyć mu tak w czystości aż do śmierci, ale się boisz rodziców, abyś ich nie obraził, boisz się niebezpieczeństwa, abyś snadź ślubowi swemu dosyć nie uczynił. Oto kamień. Ale nic się nie bój: ułacni ci to Pan Bóg i serca rodziców twoich przykłoni do tego,i któryć dał tę łaskę, abyś chciał, tenże cię umocni i posili, abyś to wypełnił i wykonał. Tymi i inszymi podobnymi trudnościami nic się nie odtrącajmy, bracia najmilejsi, od miłości Boga i bliźniego i od pełnienia woli Jego świętej. Bo i te panie święte by się były na one trudności oglądały, na żołnierze zbrojne, na pieczęci, na kamień wielki i na zelżywość, która je potkać mogła, nigdy by się były nie ważyły tej posługi wdzięcznej Panu Bogu, aniby były dostały tych wielkich pociech z widzenia anielskiego i z poselstwa zmartwychwstania Pana Jezusowego.
(o. Jakub Wujek, fragment Kazania na dzień Wielkiej Nocy)

Marta Czech