sobota, 30 kwietnia 2011

,,O NAŚLADOWANIU CHRYSTUSA”! Zapamiętasz?

 
          (…) jedni staczali się, stając się coraz większymi draniami bez skrupułów, inni za to jakby dla przeciwwagi podnosili się ciągle moralnie, silnie rzeźbiąc w charakterach własnych jak w kryształach. (rtm. Witold Pilecki, ,,Raport Witolda”: http://www.polandpolska.org/dokumenty/witold/raport-witolda-1945.htm)

W dobie samozwańczych, sztucznych autorytetów, których aktualność często trwa nie dłużej niż jeden tydzień, wyłuskana z celowego zapomnienia postać rotmistrza Witolda Pileckiego lśni jak Norwidowski gwiaździsty diament, który komunistyczne władze skrywały na dnie popiołu przez 42 lata. (Temida Stankiewicz-Podhorecka - Nasz Dziennik, 20 maja 2006: http://www.teatry.art.pl/!recenzje/smiercrp_bug/gwi.htm)
rtm. Witold Pilecki (1901-1948)
Co łączy Tomasza a Kempis i rotmistrza Pileckiego…?
Na czas zbliżających się rocznic urodzin (13 V 1901) i śmierci (25 V 1948) kluczowego założyciela Tajnej Armii Polskiej i głównego organizatora ruchu oporu w Auschwitz-Birkenau, jednego z najbardziej walecznych i ofiarnych żołnierzy Rzeczypospolitej Polskiej; człowieka, którego brytyjski historyk, prof. Michael Foot, zaliczył do sześciu najodważniejszych ludzi ruchu oporu Drugiej Wojny Światowej (książka Six Faces of Courage: http://www.pilecki.ipn.gov.pl/portal/rp/870/7091/six_faces_of_courage.html) - polecam fabularyzowany dokument Ryszarda Bugajskiego z 2006 roku - ,,Śmierć Rotmistrza Pileckiego” (Nie podoba mi się tylko, przesadnie optymistyczna, pozafabularna puenta… O wolną Polskę bowiem to my wciąż jeszcze walczymy.): http://www.youtube.com/watch?v=hAI3K61mS70&playnext=1&list=PL93B34F94ECA9A02A.

A oto dialog pochodzący z najbardziej poruszającego fragmentu filmu – ostatniego (jak się potem okazało) widzenia rotmistrza Witolda z żoną Marią w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej:

- Witold… Witold, kochany! Ja cię stąd wyciągnę! Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Jak się czujesz? Powiedz mi! Witold, jak się masz?
- Wykończyli mnie, Marysiu… Oświęcim… - to była igraszka.
- Boże! Witold… Boże! Witold…, Witold… Będziesz żył. Posłuchaj: będziesz żył! Ja na to nie pozwolę! Słyszysz?!
- Nie, Marysiu… Nie rób nic…, to nic nie pomoże. Nie upokarzaj się przed nikim. Nie warto.
- Pomoże na pewno! Poruszę niebo i ziemię!
- Nie rób nic. Zabraniam ci!
- Nie możesz mi tego zabronić.
- A jak dzieci? Wszyscy im pewnie mówią, że… ich ojciec to szpieg, zdrajca, zbrodniarz…
- Nie, one dobrze wiedzą, jaka jest prawda. Są dumne z ciebie.
Powiedz…, dlaczego nie wyjechałeś z Polski? Teraz się dopiero dowiedziałam… Nie wykonałeś rozkazu swojego dowódcy…, przecież byłbyś …bezpieczny. Dlaczego?
- Wszyscy nie mogli stąd wyjechać. Ktoś musiał tu trwać. Bez względu na konsekwencje!
- Nie zależało ci na życiu, …nie zależało ci na nas?! …na rodzinie, na… na tym, żeby być z nami?
- Nie było nikogo, kto by mnie zastąpił. Miałem misję do spełnienia.
- Misję?!? A co z nami?!
- Wychowaj dzieci na uczciwych ludzi. Może kiedyś …dożyją innych czasów, lepszych czasów.
- O czym ty mówisz? Dlaczego ty tak mówisz, jakbyśmy się mieli więcej nie zobaczyć?
- Kup im książkę… Tomasza a Kempis ,,O naśladowaniu Chrystusa” i każ im ją przeczytać.
- Nie trać nadziei, kochany, błagam cię. Błagam cię!
- ,,O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis. Niech ją czytają codziennie jak Pismo Święte. Ta książka pomogła mi wytrwać w Oświęcimiu, dawała mi siłę tutaj…
- Pójdę do Bieruta, pójdę do Bermana…
- Zabraniam ci!
- Pójdę do wszystkich!
- Rozkazuję ci!
- Koniec widzenia!
- Nie mogą mi zabronić, nie mogą mi odmówić. Przecież są ludźmi! Mają takie same uczucia jak my!
- ,,O NAŚLADOWANIU CHRYSTUSA”. Zapamiętasz?
- ,,O naśladowaniu Chrystusa”…
- Mówię: koniec widzenia!
- Ale przecież dostałam zgodę sędziego na pół godziny. Nie ma nawet piętnastu minut!
- Koniec widzenia!!
- Kocham cię.
- ,,O naśladowaniu Chrystusa”…
- Bądźcie dzielni!
- Witold, zobaczymy się!!
- Zobaczycie się w piekle!

Witold Pilecki
Maria Pilecka – żona Witolda Pileckiego
funkcjonariusz więzienny
Śmierć Rotmistrza Pileckiego w reż. Ryszarda Bugajskiego (2006) - kadr z filmu
…i jedne z ostatnich słów rotmistrza we wspomnianym miejscu więzienia i okrutnych kaźni, po zapadłym już wyroku kary śmierci:
Byłem głupi…, zwłaszcza na początku, kiedy mnie aresztowaliście. Wydawało mi się, że każdemu oficerowi Wojska Polskiego zależy na tym, aby Polska była wolna, niepodległa. Ja wiem, pan się teraz śmieje z mojej naiwności…, ale wie pan… - ja się jej nie wstydzę! Tak zostałem wychowany, że ludziom się UFA. Wbijali mi to do głowy: matka, dziadek, ojciec… Ufa się zwłaszcza tym, którzy noszą mundur oficera, …bo pan też przecież składał przysięgę na wierność Ojczyźnie…, prawda? …składał pan? Nie mieściło mi się w głowie, że przedstawiciel władz Polski Ludowej może być takim …potworem. (…)
Będę się za pana modlił… Do końca…

Inspirowane lekturą Tomasza a Kempisa słowa wyryte na ścianie celi Pileckiego:
Starałem się żyć tak, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć, niż lękać. Witold Pilecki. 1948 + 
 
 

…oraz ostatnie ze słów polskiego bohatera, wykrzyczane przed samym straceniem – strzałem w tył głowy (był to jedyny przypadek w Polsce Ludowej, kiedy przy egzekucji skazańca asystował kapłan):
Niech żyje WOLNA POLSKA!

Marta Czech

wtorek, 26 kwietnia 2011

Człowiek …nieprzeciętny


          Niejednokrotnie w ostatnich czasach spotykamy się w utworach ,,najmłodszych" literatów z uganianiem się za czymś na pozór nieuchwytnym i nieistniejącym, za duszą, której nie przyprószył żaden pył tego świata, na której żadne wspomnienie z ludzkiej przeszłości, żaden wytwór ludzkiego rozumu, żaden przesąd, żadne utarte mniemanie, nie zostawiły śladu; której umysł wśród obcych myśli rozwijał się nietknięty ich wpływem i dosięgnąwszy dojrzałości zupełnej, pozostał tak samoistnym, jakim był wyszedł z rąk Stwórcy…  Marzenie to wydaje się być czczą mrzonką… Chociaż takim dziewiczym duchem, lub przynajmniej bardzo zbliżonym do żądanego ideału, był, zmarły przed ponad wiekiem, pisarz francuski, Ernest Hello. Autor ten, mało u nas znany, nie był też popularnym we Francji. Nie pisał on wiele pod względem ilościowym; księgarnie posiadają dwa tylko jego dzieła. Mnie się udało zdobyć jedno. Oto wart uwagi fragment. Polecam i konkretne dzieło, i samego autora w ogóle.

,,Człowiek prawdziwie przeciętny wszystko podziwia po trosze, nic nie podziwia z zapałem... Wszelkie twierdzenie uważa za zuchwalstwo, gdyż wszelkie twierdzenie wyklucza zdanie z nim sprzeczne. Ale jeśli jesteś trochę przyjacielem, a trochę nieprzyjacielem wszystkiego, uzna cię on za człowieka mądrego i rozsądnego. Człowiek przeciętny twierdzi, że we wszystkim jest coś dobrego i coś złego, i że nie trzeba być absolutnym w sądach. Jeśli stwierdzasz prawdę z mocą, człowiek przeciętny powie, że masz za wiele pewności siebie. Człowiek przeciętny żałuje, że religia chrześcijańska ma dogmaty; wolałby aby głosiła tylko etykę; a jeśli mu powiesz, że jej etyka wypływa z dogmatów, tak jak wniosek wynika z przesłanek, odpowie ci, że przesadzasz... Gdyby wyraz ,,przesada" nie istniał wynalazłby go człowiek przeciętny. Człowiek przeciętny ma zwykle pozór człowieka skromnego; nie może być jednak pokornym, bo przestałby być przeciętnym. Człowiek prawdziwie pokorny gardzi wszystkimi kłamstwami, nawet gdyby były uznane przez świat cały, a klęka przed prawdą...Gdyby człowiek z natury przeciętny został prawdziwie chrześcijaninem, przestałby być przeciętny... Człowiek miłujący nigdy nie jest przeciętny". (Ernest Hello, Człowiek)
Ernest Hello (1828-1885)
Inne teksty Ernesta Hello:
- ,,Oblicza świętych” – fragmenty:

Marta Czech

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Nimm und iss(ssssss)!


          Właśnie przeglądałam sobie wiersze Lechonia w ramach ,,odstresowania” od świątecznego stołu, na którym to już kolejnego talerza nie ma jak wcisnąć… A tu mamy np.:

Obżarstwo i pijaństwo

Od wspaniałych się zastaw ciężko stół ugina,
Białe strzępy chryzantem pośród gorsów bieli,
Nalewam wciąż kieliszek, choć nie lubię wina,
Ale będę pił dzisiaj, aby mnie widzieli.

Jutro przyjdę tu także. Nic mnie to nie męczy:
Już trzecią noc się bawię bez zmrużenia powiek,
Nie tańczę, ale słucham jak muzyka brzęczy.
Nie jestem gorszy od nich. Jestem zwykły człowiek.
(…)

Na te strofy obudziły się we mnie wspomnienia z czasów, kiedy to czytywało się jeszcze Myśliwskiego. Konkretnie – do świadomości powróciły mi, gdzieś tam w szarej strefie zagnieżdżone, trzy zdania z ,,Kamienia na kamieniu” (z rozdz. ,,Alleluja”, o ile dobrze kojarzę): ,,Ale jak chcesz z ludźmi żyć, musisz pić. Bo wtedy i ciebie mają za człowieka. A to nie byle co”.
Stąd – choćby do treści Mateuszowej Ewangelii zaledwie kilka przecznic synaptycznych dalej:
Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: Zły duch go opętał. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny. (Mt 11, 18-19)
,,Ale jak chcesz z ludźmi żyć, musisz pić. Bo wtedy i ciebie mają za człowieka. A to nie byle co”. Czy o to chodziło Jezusowi w Jego ,,ziemskim epizodzie”, by być ,,zwykłym człowiekiem”?; by inni mieli Go również za człowieka, bo to ,,nie byle co”; …bo człowiek to nie byle kto? Taki mały kompromisik z ludzką mentalnością, która by tylko ,,żarła i piła”? A może chodzi o coś więcej?
Tu pomocny okazuje się inny fragment poezji Lechonia:

Łakomstwo
(…)
Na takie jeszcze miłość nie stać słodkie dreszcze;
Jeszcze dziwnych się pieszczot długo uczyć musi,
Nim głód ten nienazwany w naszych sercach zdusi,
Abyśmy, mając wszystko, nie pragnęli jeszcze.
O! boskie, o tragiczne łakomstwo Adama!
(…)

Łakomstwo – Lechoniowska wizja grzechu pierworodnego; przyczyna ludzkiej zgnilizny i cierpienia; łakomstwo… - bo Ewa była głodna. Czy aby ludzkość ze swoim łakomstwem nie wymusiła na Bogu-Człowieku, by zrobił z siebie ,,pijaka i żarłoka”? Długo by dyskutować.
Niemniej, zaskakujące jest to, że, wychodząc naprzeciw owym gastrycznym skłonnościom człowieka, Jezus sam staje się pokarmem.
Łakomstwo – Jezusowa wizja zbawienia?; przyczyna ludzkiego wywyższenia i szczęścia?; bo człowiek może być głodny Boga? …bo Bóg jest głodny człowieka?
Skoro już o Adamie mowa, warto byłoby napomknąć w przelocie i o, napisanym jambicznym dziesięciozgłoskowcem, siedemnastowiecznym epickim białowierszu Johna Miltona, ,,Raju utraconym” (skrytykowanym, co prawda, słusznie przez C. S. Lewisa w 1942 r., zwłaszcza za liczne protestanckie złośliwości wobec katolików), który, akurat we wspominanym tu przypadku odnoszącym się do samego ,,aktu spożywania”, upadek pierwszych ludzi z odkupieniem ludzkości przez Chrystusa trafnie spaja słowami edeńskiego węża, zwodzącego Ewę - ,,Bierz i jedz!”. Biorąc pod uwagę kontekst typologiczny, można by pokusić się o dyskurs, w którym starotestamentowy, zwiastujący śmierć, owoc drzewa zakazanego byłby zapowiedzią nowego Owocu Życia, zrodzonego przez drzewo krzyża. Pierwszy z nich suponuje utratę raju, drugi staje się pewną obietnicą nowego…
A z tego miejsca to już całkiem niedaleko do Sumy Akwinaty:
Pokarm duchowy tym się różni od pokarmu materialnego, że ten ostatni zostaje przemieniony w substancję spożywającego, więc służy człowiekowi do zachowania życia jedynie pod warunkiem, że zostanie przez niego przyswojony. Pokarm duchowy zaś przemienia człowieka w siebie, stosownie do słów, które według relacji Augustyna, Chrystus miał do niego skierować mówiąc: „Nie ja w tobie ulegnę przemianie, lecz ty zostaniesz przemieniony we mnie." (Summa Th., t. 28)
,,A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.” (Mt 11,19b) …by jedzenie i picie (zwłaszcza po zakończeniu Wielkiego Postu) nie przesłaniało nam tego, co najważniejsze…
Zemsta Adama
Marta Czech

Noli me tangere


          ,,Jeśli nie ujrzę na rękach Jego przebicia gwoźdźmi i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej w bok Jego, nie uwierzę.” (J 20, 25) – twierdzi św. Tomasz. Widząc Zmartwychwstałego jednak pokłada wiarę, jeszcze zanim dotyka; zanim nasyci wszystkie swoje zmysły; nim impet rozgorączkowanego palca, na którym nagle ,,zawisa cały świat” (jak to określił św. doktor z Hippony) zdąży zastygnąć w pustynnym bezruchu…
,,Rabbuni!” – Mistrzu! – wykrzykuje z kolei Maria Magdalena, ogarnięta przenikliwym drżeniem i uniesiona niewypowiedzianą miłością jednocześnie. Natychmiast pada Jezusowi do nóg. ,,Noli me tangere.” - ,,Nie tykaj się Mnie.”, ,,Nie zatrzymuj…” – słyszy.
Nie zatrzymuj się na swoich zmysłach, bo wiara wszelkie odczucia zmysłowe zrywa i przekracza. Nie zatrzymuj się na tym, co zewnętrzne, nie domagaj dosięgania cudów - bo wierzyć to znaczy ,,ufać, kiedy cudów nie ma”. Nie postrzegaj życia jako alei tętniącej błyskiem fajerwerków, fleszy i neonów wyprzedzających każdy Twój krok, bo wierzyć to znaczy ,,nawet nie pytać, jak długo jeszcze mamy iść po ciemku”.
Dlatego Jezus rzecze swoim uczniom, iż lepiej jest, by On odszedł od nich, bo inaczej nie przyjdzie Duch Święty (por. J 16, 7); z tego samego powodu oddala od siebie Marię Magdalenę i z tejże przyczyny pozwala Tomaszowi uwierzyć, nim zanurzy swe dłonie w Jego ranach.
…i tak Zmartwychwstały Pan wysyła nas na pustynię zmysłów; zabiera, co materialne i cielesne; wytrąca z naszych pragnień fałszywe pojmowanie spełnienia i szczęścia, by, niczym wprawny Siewca i Ogrodnik, użyźnić naszą wiarę.
(napisane na potrzeby salezjańskiego ,,Kalendarza wielkopostnego” na 2011 rok)
Fra Angelico, Noli me tangere (fresk: 166 x 125 cm; ok. 1450) – Museo di San Marco we Florencji
Marta Czech

piątek, 22 kwietnia 2011

(Nie)zatrzymanie na śmierci


- A na ten obraz lubię popatrzeć - mruknął po chwili milczenia Rogożyn, jakby znów zapominając o swoim pytaniu.
- Na ten obraz! - zawołał nagle książę pod wpływem nowej myśli - na ten obraz! Ależ od tego obrazu niejeden może utracić wiarę!
- Tak, może - potwierdził niespodziewanie Rogożyn.
(Fiodor Dostojewski, ,,Idiota”)

          Chodzi o obraz Hansa Holbeina Młodszego ,,Chrystus w grobie”, którego reprodukcja znajdowała się w domu Rogożyna – symbolicznym grobie. Martwy Chrystus i rzeczywistość Anastasis – to między nimi rozgrywają się losy bohaterów najbardziej kontrowersyjnej powieści Dostojewskiego. Jej konstrukcja wzniesiona jest na fundamencie ewangelicznej zasady ,,odwróconej perspektywy”. Zamieniają się tu miejscami aksjologiczne znaki siły i słabości, godności i poniżenia, bogactwa i ubóstwa, zwycięstwa i porażki… Chrystus w grobie to w sferze duchowej Anastasis - realność odwróconego obrazu, odwróconej perspektywy, wobec której euklidesowy umysł pozostaje bezsilny… Schodzenie w głąb ciemności jest w tej perspektywie Zmartwychwstaniem. Głupiec jest świętym, poniżony - wywyższonym, słabość - siłą, mysz – lwem (LEW MYSZkin), brzydota - pięknem, wina - niewinnością, utrata życia - zyskaniem życia. Rozpacz jest nadzieją, mistyczna noc ciemna - światłem, milczenie - słowem…
Na ciele Holbeinowskiego Chrystusa można odczytać znaki męki i rozpoczynającego się rozkładu. To doskonale wierny portret procesów zachodzących w naturze, wizja na wskroś realistyczna i racjonalna, pozbawiona po ludzku śladów zakorzenienia w sferze metafizycznej, podobnie jak ostatnie sceny powieści Dostojewskiego. I na obrazie, i w powieści następuje ,,zatrzymanie się na śmierci" – Wielki Piątek. 
Hans Holbein, Chrystus w grobie (olej na desce: 30,5 × 200 cm; 1521-1522) – Muzeum Sztuki w Bazylei (Szwajcaria)
I na tym niektórzy kończą interpretację ,,Idioty”, zatrzymując się na śmierci,

… podczas gdy Dostojewski w swoich literackich zamierzeniach zabrnął o wiele dalej. Wpisuje on Zmartwychwstanie w eschatologiczny wymiar opowieści o ,,księciu-Chrystusie"; Zmartwychwstanie staje się epilogiem jego ofiary. Klęska Myszkina przypada na dni świąt Chrystusowego Zmartwychwstania, Nastazja Filipowna Baraszkowa zaś w swe imię i nazwisko nosi wpisane Zmartwychwstanie - Anastasis - i symbol Baranka.
Dostojewski ,,klęski” reprezentowanego przez Myszkina ideału nie zamyka bynajmniej w ramach doczesności! Porażka księcia wydaje się być oczywista i namacalna, ale równie ,,oczywistą i namacalną” śmierć zwyciężył przecież w perspektywie eschatologicznej Chrystus!
Dla mnie osobiście – to niesamowite, co nakreślił Dostojewski. Czytać ,,Idiotę” – to jakby patrzeć na grób Chrystusa. Można, jak Rogożyn oglądając codziennie w swoim mieszkaniu ,,martwego Jezusa”, albo stracić wiarę, albo ujrzeć w tym grobie, w gnijącym ciele, w otchłani samego piekła – zapowiedź Anastasis. Dzieło Dostojewskiego jest wówczas jak ,,ikona” wschodniego chrześcijaństwa, gdzie zstąpienie do otchłani opowiada jednocześnie o Zmartwychwstaniu…
Anastasis - ikona prawosławna
Marta Czech

MEDYTACJA „OBLICZA CZŁOWIEKA” Z CAŁUNU TURYŃSKIEGO


          Z podziwem i wyrazami wdzięczności dla autora/autorów (których niestety nie znam z imienia i nazwiska) poniższych rozważań. Sądząc po treści, wnioskuję, iż w dużej mierze są one podparte opracowaniem ,,Droga Krzyżowa naszego Pana Jezusa Chrystusa w świetle całunu z Turynu”, autorstwa Stanisława Waliszewskiego - doktora medycyny i członka-korespondenta Międzynarodowego Ośrodka Badań nad Całunem Turyńskim (całość opracowania http://www.milosierdzie.info.pl/Droga%20krzyzowa%20a%20calun.pdf).

WSTĘP
Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, /które mówi/, że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem powrócili znowu do siebie. 
(J 20, 3-10)

Tym razem naszym rozważaniom Drogi Krzyżowej towarzyszyć będzie jedna z najsłynniejszych i najbardziej niezwykłych relikwii chrześcijaństwa – Całun Turyński.
Historia Całunu, czyli lnianego płótna o wymiarach 440 na 110 cm, w które zawinięto Ciało Jezusa, rozpoczyna się w momencie, gdy Józef z Arymatei przynosi Płótno na Golgotę. Po zdjęciu z Krzyża ciało Jezusa, zawinięte w Płótno, zostało złożone do grobu. Było to w piątek wieczorem. Po około 36 godzinach, w Poranek Wielkanocny uczniowie znaleźli Całun pusty, ale na którym można było dostrzec niezwykłe ślady ludzkiego ciała.

Dla wierzącego istotne jest przede wszystkim to, że Całun jest zwierciadłem Ewangelii. Refleksja nad Całunem każe bowiem uświadomić sobie, że widniejący na nim wizerunek jest tak ściśle związany z tym, co Ewangelie opowiadają o męce i śmierci Jezusa, że każdy człowiek wrażliwy, kontemplując go, doznaje wewnętrznego poruszenia i wstrząsu. (Jan Paweł II)

Badania naukowe Całunu wykazały, że znajduje się na nim wizerunek mężczyzny o wzroście 181 cm, który nosił brodę i długie włosy, miał mocną i proporcjo­nalną budowę ciała oraz piękne semickie rysy twarzy. Człowiek ten został poddany straszliwym torturom biczowania, cier­niem koronowania i ukrzyżowania. Na całym ciele naliczono blisko 600 ran i różnych obrażeń. Dane te są zgodne z opisami ewangelicznymi, ale uzupełniają je bardzo ważnymi szczegółami. W ten sposób Całun niejako namacalnie ukazuje do jakiego stopnia Chrystus cierpiał i wy­niszczył się aż „do końca” (J 13,1) z miło­ści do nas.
Stacja I - LITHOSTROTOS. WYROK.
Na Całunie z zaskakującym realizmem są odbite bardzo licz­ne ślady krwi spowodowane biczowaniem, ukoronowaniem cierniem, upadkami, ukrzyżowaniem i przebiciem włócznią. Na pozytywie fotograficznym widzimy obraz części prze­dniej i tylnej ciała ludzkiego. Ślady krwi zabarwiły na czer­wono twarz, pierś, ramiona, nadgarstki, nogi i podbicie stóp.
Krew Chrystusa stawia nas w obliczu każdego ludzkiego cierpienia. Nie umywajmy nigdy rąk, lecz czujmy się odpo­wiedzialni we wszystkich sytuacjach, kiedy możemy przyjść komuś z pomocą i pocieszyć.

Panie, zmiłuj się nad nami…
- za wszystkie te sytuacje, kiedy nie przeciwstawiliśmy się niesprawiedliwości,
- za wszystkie te sytuacje, kiedy nie podźwignęliśmy bliźnie­go
w nędzy i chorobie,
- za wszystkie te sytuacje, kiedy nie umieliśmy zapobiec popełnieniu błędu bliźniego.

Stacja II - KRZYŻ.
Odczytując na Całunie ślady dwóch rozległych ran tłuczonych, widocznych tuż nad łopatką lewą i prawą, naukowcy są zgodni, że Jezus niósł na miejsce ukrzyżowania belkę poprzeczną krzyża, tzw. patibulum, i miał ręce do niej przywiązane. Umiejscowienie i rodzaj ran, zaznaczonych na zdjęciu przez linie równoległe, odpo­wiada technice ukrzyżowania z czasów rzymskich, podczas której tylko belka pozioma była przymocowana do ramion skazańca, a nie - jak to widać na tradycyjnych obrazach przedstawiających Jezusa - cały krzyż. Belka pionowa, zwana palem, była wbita w ziemię na miejscu egzekucji.
Przypuszcza się, że belka ważyła około 30 kg, a jej długość wynosiła 180 cm. Krańcowo wyczerpany po biczowaniu, Jezus z wielkim trudem szedł na miejsce ukrzyżowania. Musiał pokonać drogę długości około 0,5 km. Upadając, padał na twarz, gwałtownie uderzając kolanami o kamienistą drogę. Naukowcy stwierdzili duże rany twarzy, nosa (na czubku nosa znaleziono zmieszane z krwią drobiny ziemi i cząsteczki kamienia) i na kolanach, szczególnie na prawym, spowodowane przez upadki.
Jezus przytwierdzony do belki, zgodnie z tym okrutnym zwy­czajem, rozpoczął, zataczając się z wysiłku, wędrówkę w kierunku Kalwarii przez zatłoczone, pełne rozpadlin uli­czki Jerozolimy.

 Panie, przyjdź z pomocą w naszej słabości…
- byśmy umieli wypełniać ochoczo swoje obowiązki w pracy, także w trudnych chwilach,
- byśmy umieli przyjąć z niezłomną sita ułomności ciała i ducha,
- byśmy umieli wybaczać obelgi i kochać także naszych nie­przyjaciół.

Stacja III - UPADEK PIERWSZY.
Jezus upada nie tylko pod ciężarem belki, lecz także z powodu wyczerpania spowodowanego wszystkimi wydarzeniami, którymi poddano Go wcześniej: niepokojem w Ogrójcu, poniżaniem i uderzeniami, ukoronowaniem cierniem oraz biczowaniem. Szczególnie te ostatnie tortury spowodowały śmiertelne wyczerpanie. Na całym ciele widoczne są rany od uderzeń rzymskiego bicza - flagrum, również na pośladkach, co świadczy o tym, że był biczowany nago. Była to straszna kara, niekiedy powodowała śmierć. Bicz składał się ze skórzanych rzemieni obciążonych na końcach podwójnymi ciężarkami wypełnionymi ołowiem, które uderzając wyrywały cząsteczki ciała. Rany mają formę wydłużoną o dwóch lub trzech rozgałęzieniach, widać je na całej powierzchni ciała, chociaż najliczniej występują na plecach. Wskazuje to na pozycję jaką przyjmowała osoba poddana torturom - była zwrócona twarzą do słupa. Doliczono się na całym ciele 120 ran spowodowanych uderzeniami bicza. Był zwyczaj, że biczowaniu zostali poddawani tylko Ci, którzy nie byli skazani na śmierć. Po wymierzeniu kary wypuszczano ich na wolność. Początkowo Piłat chciał tylko ubiczować Jezusa: Każę więc Go wychłostać i uwolnię (Łk 23,16). Stąd się tłumaczy wielką liczbę uderzeń i niezwykłe okrucieństwo, z jakim żołnierze biczowali Jezusa. Potraktowali to jako karę samą w sobie. Było ich dwóch, ten z prawej strony był wyższy i uderzał z wyraźnym sadyzmem. Jezus stał lekko pochylony, z rękami przywiązanymi do słupka. Rzemienie biczów zawijały się i raniły również przód ciała, brzuch, szczyty klatki piersiowej, golenie i uda.

Panie, niech się dzieje wola Twoja…
- byśmy się nie zniechęcali w chwilach słabości i upadku w grzech,
- byśmy umieli zawierzyć Bogu i modlić się zawsze bez wytchnienia,
- byśmy umieli oddać się z większą wiarą miłosierdziu Boga, który nas zbawia.

Stacja IV - MATKA.
Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. (Łk 2, 34-35).
Na całunie widać stan, w jakim Maryja ujrzała swego Syna.
Odbicie twarzy na Całunie świadczy o śladach torturowania. Jest widoczna rana na nosie i prawym policzku, od uderzenia kijem. Są obecne rany powiek i łuków brwiowych, obrzęk na prawej kości jarz­mowej, strużki krwi wydobywające się z nosa, wgniecenia z lekkim przesunięciem czubka nosa, ślady wyrywania włosów wraz z wierzchnią warstwą skóry. Czyta­my w Ewangeliach: Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego (Mk 15, 19); i policzkowali Go (J 19, 3).
W ten sposób chciał być ukoronowanym królem Ten, który jest prawdziwym „Królem Królów i Panem Panów” poprzez swe Boskie pochodzenie, przez własną śmierć i zmartwychwstanie. On jedyny ma prawo nad nami wszystkimi.

Maryjo módl się za nami…
- za matki, które cierpią z powodu swoich dzieci chorych na ciele i duchu,
- za matki, które odrzucają życie, jakie noszą w swych łonach,
- za matki, które poświęcają się z wielką miłością swoim dzieciom.

Stacja V - CZŁOWIEK Z CYRENY.
Żołnierze zmusili Szymona do niesienia belki. Tak poważna decyzja mogła być usprawiedliwiona tylko stanem krańcowego wyczerpania skazańca. Postać z całunu nosi liczne ślady urazów, które z pewnością doprowadziły do wielkiego wyczerpania, spowodowanego nie tylko ranami zadanymi przez żołnierzy, ale też ciągłymi upadkami pod ciężarem belki. Poważne urazy czaszki powstały zapewne podczas upadków, kiedy to z unieruchomionymi ramionami Pan nie mógł się podnieść i belką miażdżył sobie głowę o uliczne kamienie. Urazy głowy mogły spowodować wstrząs mózgu, poprzedzając śmierć skazanego, jak to wynika z  pozytywu fotografii części przedniej Całunu.
Widoczne są ślady wielokrotnych ran, szczególnie w miejscach najbardziej narażonych na urazy podczas upadków, najwięcej jest ich na twarzy i na kolanach.

 Panie, zmiłuj się nad nami…
- za wszelkie te chwile, kiedy nie potrafiliśmy unieść ciężaru naszych braci w potrzebie,
- za wszystkie te chwile, kiedy pozostaliśmy obojętni wobec zmartwień osób odepchniętych przez innych,
- za wszystkie te chwile, kiedy nie umieliśmy podzielić się z biednymi naszym bogactwem.

Stacja VI - VERA ICON.
Najstarsza tradycja obecna już w Ewangelii Apokryficznej potwierdza istnienie innego wizerunku twarzy Chrystusa, oprócz tego widocznego na Całunie. Został jakby odbity na płótnie, którym pewna pobożna kobieta osuszyła twarz Jezusa, gdy Ten wspinał się z trudem na Kalwarię. Negatyw fotografii w czarno-białym kontraście ukazuje nam prawdziwe oblicze Jezusa, jakie zobaczyła ocierająca Go kobieta.
Żołnierze uplótłszy koronę z cierni, włożyli Mu na głowę (J 19, 2). Na Całunie widać liczne wypływy krwi na czaszce, która na płótnie tworzy plamy w pozytywie. Zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na głowie przez kolce korony cierniowej. Patrząc na czoło postaci z Całunu, czoło naznaczone bólem, widzimy jak wielkie cierpienie sprawiała cierniowa korona. Jeszcze liczniejsze są ślady krwi na karku i tylnej części głowy. Wskazuje to nie na koronę w formie małego kółka cierniowego, lecz na rodzaj hełmu z małych cierni, pokrywającego całą powierzchnię głowy. Chirurdzy naliczyli 13 ran na czole i 20 z tyłu, spowodowanych przez kolce cierni, ale przypuszczają, że mogło być ich około 50.
Pomimo tylu cierpień fizycznych i du­chowych, wizerunek twarzy na Całunie zadziwia niepowtarzalnym pięknem i po­kojem. Ogrom cierpienia na krzyżu, z takim pokojem mógł znieść tylko Ktoś, kto miał świadomość, że przez cierpienie i śmierć dokona ostatecznego zwycięstwa nad śmiercią.

Panie, uczyń nasze serca według serca Twego…
- Panie, pomóż nam zobaczyć zawsze Twe oblicze w twarzy naszych braci,
- Panie, pomóż nam pocieszać płaczących,
- Panie, pomóż nam, byśmy byli baczni i gotowi wobec tych, których postawiłeś blisko nas na co dzień.

Stacja VII - KOLANA.
Mimo, że Ewangelie nie mówią wprost o upadkach Jezusa wzdłuż drogi krzyżowej, to znajdujemy potwierdzenie tej antycznej prawdy, choć nie wprost, w epizodzie z Szymonem z Cyreny. Także na Całunie są ślady, które odnoszą się w sposób jednoznaczny do upadków.
Zaokrąglona plama na wysokości lewego kolana świadczy o dotkliwych upadkach na kamienne płyty ulic Jerozolimy.
Upadki były spowodowane nie tylko stanem krańcowego wyczerpania Jezusa, ale także biczowaniem, jakiemu podda­wano wzdłuż drogi dwóch łotrów, z którymi Jezus był zwią­zany. Kiedy ich biczowano, skazańcy, uchylając się przed uderzeniami żołnierzy, powodowali nagłe potknięcia lewej nogi Pana przywiązanej do końca pala, co powodowało Je­go upadki. Lewe kolano, jako pierwsze, przejmowało konsekwencje tych upadków, ale jeszcze poważniejsze rany były spowodowane belką, która miażdżyła głowę Pana o ziemię.

 Panie, przemień nasze serca…
- byśmy czuli się współodpowiedzialni za zło, jakiego dopuszczają się inni, idąc za naszym przykładem,
- byśmy zdawali sobie sprawę, że wspólne dobro zależy też od nas samych,
- byśmy potrafili zatroszczyć się o nasze otoczenie, o wszystkie stworzenia. 

Stacja VIII - CÓRKI JEROZOLIMSKIE.
Na widok umęczonego Jezusa, kobiety jerozolimskie po­czuły głęboką litość i podniosły lament, który zwykle towa­rzyszył skazanym na śmierć. Słowa Jezusa zdają się prawie odrzucać ich współczucie, ale Jego twarz, która na Całunie ukazuje się łagodna i cierpiąca, odzwierciedla dobroć, z jaką zapewne zwrócił się do kobiet.
W twarzy tej, doprawdy, jawi się tajemnicze piękno, którego liczne tortury nie mogły usunąć. Za opuszczonymi powiekami kryje się z pewnością spojrzenie smutne, lecz niegroźne.
Słowa Jezusa odkrywają błąd naturalnego, ale jałowego współczucia w obliczu cierpień, jakim poddał się dobrowol­nie, aby uwolnić nas od grzechu i podarować nam wolność, i zbawienie. Ci, którzy odrzucają ten dar, eksperymentują ze złem grzechu obrażającym Boga, a to przede wszystkim obraca się przeciwko człowiekowi.

Panie, przebacz nam naszą litość…
- kiedy przemienia się w pusty sentymentalizm,
- kiedy wzbudza w nas poczucie wyższości,
- kiedy staje się alibi dla naszej odpowiedzialności.

Stacja IX - KOŃCOWE WYCZERPANIE.
Jezus upada wielokrotnie wzdłuż drogi krzyżowej. Potwierdzenie tego znajdujemy patrząc na liczne rany twarzy z Całunu.
Są to stłuczenia tak poważne, że nie można ich przypisywać tylko torturom, jakim poddawano Jezusa w pretorium. Widoczne jest pęknięcie przegrody nosowej, wybroczyna pośrodku czoła i stłuczenia obejmujące cały obszar brwiowy i kość jarzmową; rany te świadczą o niezwykle poważnych urazach czaszki. Szczególnie jest to widoczne na środku czoła, tam gdzie znajduje się charakterystyczna stróżka krwi w formie  cyfry „3” oraz rozległe stłuczenia w okolicy oczodołu, które uciskają oko z opuchlizną.
Stłuczenia, jak już zostało powiedziane, były od belki przywiązanej do rozłożonych ramion skazańca.
Pan Jezus uderzał głową o ziemię podczas ostatnich upadków, gdyż opadł już z sił, co zmusiło żołnierzy do przekazania Krzyża Szymonowi z Cyreny. Całun zatem, ukazuje nam Jezusa wycieńczonego, miażdżonego ciężarem belki i tak wyczerpanego, że aż nie mógł się utrzymać na nogach.

 Panie, okaż nam Twą sprawiedliwość i Twe miłosierdzie…
- wobec słabych, którzy popadają w grzech,
- wobec złych, którzy pociągają innych do zła,
- wobec hipokrytów, którzy osądzają własnych braci.

Stacja X - ZDARCIE SZAT.
Kiedy pochód ze skazańcami doszedł do Kalwarii, Jezusa obnażono, a rany przyschnięte do szaty i tuniki rozdarto, gwałtownie zrywając ubranie. Właśnie to brutalne szarpnięcie było powodem niektórych śladów krwi w miejscu pach i na prawym ramieniu, które są widoczne na Całunie. Rozległe plamy krwi zaczynają się dokładnie tam, gdzie szaty przylegały do ran spowodowanych przez obcieranie belki.
Scena z szatami, którymi dzielili się żołnierze, ukazuje do jakiego stopnia Jezus obnaża się dla nas. „będąc bogaty – napisał św. Paweł – dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9).
 
Pomóż nam, o Panie, byśmy odmawiali zbytkowi…
- by móc podarować coś braciom będącym w potrzebie,
- by naśladować Ciebie, który nas wzbogaciłeś swoim ubóstwem,
- byś nas przyjął pewnego dnia do Swego królestwa.

Stacja XI - AGNUS DEI.
Ukrzyżowanie było najokrutniejszym i najhaniebniejszym rodzajem tortur, jakie stosowano w czasach Jezusa. Żołnierze przybili Jego ręce do belki i Jego stopy do pionowe­go pala bardzo długimi gwoździami stolarskimi. Całun daje nam nieoczekiwany dowód: do krzyża przybi­jano nie dłonie, jak to ukazują wszyscy artyści średnio­wieczni, ale pomiędzy kostkami nadgarstka. Dłonie przebite gwoździem i obciążone wagą ciała rozrywają się. Anatomia po­twierdza, że tylko tym sposobem można było dokonać pew­nego pod względem statycznym ukrzyżowania. Gwoździe wbijano więc w przestrzeń zwaną „szczeliną Destota”, znajdującą się pomiędzy kośćmi nadgarstka. W tym miejscu nie przebiega większe naczynie krwionośne, ale przechodzi nerw pośrodkowy, kierujący ruchami kciuka. Na Całunie nie widać odbicia kciuka, bo w tym miejscu uszkodzenie nerwu pośrodkowego spowodowane gwoź­dziem sprawiło automatyczne zgięcie kciuka w stronę dłoni. Nerwy pośrodkowe, do których dotarł gwóźdź, pełnią funkcję ruchową, ale są równocześnie sygnalizatorami bólu. Jest on straszliwy, ale do wytrzymania. W przeciwnym razie człowiek straciłby przytomność.
Zgodnie z tym, co widać na Całunie, pięty były położone jedna na drugiej (lewa na prawej) i przybite jednym, długim gwoździem, który przebił kość stepu - sprawiał więc przenikliwy ból w czasie zmiany pozycji, kiedy to skazaniec wisząc całym ciężarem ciała starał się podciągnąć.
Z rany na lewym nadgarstku są widoczne dwa krwotoki. Dzięki temu uczeni mogli odtworzyć pozycję rąk przybitych do belki poprzecznej krzyża. Ich kąt rozwarcia wynosi 10 stopni, a więc Jezus, wisząc na krzyżu, co pewien czas usiłował się unieść, aby nabrać powietrza i wtedy przyjmował pozycję 65 stopni od osi ramienia, a kiedy opadał - 55 stopni. Na kilka chwil kąt nachylenia ramion zmieniał się i wtedy Jezus mógł nabrać powietrza. Ból i wyczerpanie zmuszały Go do ponownego opadnięcia. Ten rytm podciągania się i opadania, na przybitych gwoźdźmi do krzyża rękach i nogach, trwał około 3 godzin i powodował straszliwe cierpienie. W miarę upływu czasu, stawał się coraz częstszy, aż do całkowitego wyczerpania sił i śmierci.
  
Panie, zjednocz nasze cierpienie z Twoim…
- cierpienie tych, którzy są unieruchomieni przez chorobę,
- cierpienie tych, którzy są rozczarowani, pogrążeni i opu­szczeni,
- cierpienie tych, którzy są bez wiary i bez nadziei.
Kolejno od lewej: rana od przebicia gwoździem w nadgarstku, rana od przebicia gwoździem w stopie, 
otwór po gwoździu w nadgarstku, otwór po gwoździu w stopie.

Odtworzenie pozycji rąk przybitych do belki poprzecznej krzyża.

Stacja XII - ŚMIERĆ.
Przez trzy godziny Jezus konał na krzyżu wyszydzany przez przywódców żydowskich i żołnierzy rzymskich. Okazję do drwin dawały ruchy jakie ukrzyżowany wykonywał walcząc ze śmiercią. Kiedy zawisł całym ciężarem na gwoździach przytwierdzających nadgarstki, musiał podnieść ciało, aby się nie udusić. Wspierał się wtedy na gwoździu przeszywającym stopy.
Analiza rany prawego boku o szerokości 1,5 cm i długości 4,5 cm, oraz obfity wypływ krwi i płynu nagromadzonego w jamie opłucnej, wskazują, że bezpośrednią przyczyną śmierci było pęknięcie mięśnia sercowego na skutek zawału, po którym nastąpiło przedostanie się krwi do osierdzia (mogło się tam zgromadzić nawet do 2 litrów), a następnie do jamy opłucnej, wywołując hemoperikardię. Gwałtowne rozerwanie osierdzia pod wpływem silnego ciśnienia nagromadzonej tam krwi, wywołuje porażający ból w okolicy mostka. Spowodowało to natychmiastowy krzyk, po którym Jezus umarł.
Gwałtowna śmierć, do której doszło w stanie pełnej świadomości, przy skrajnym wyczerpaniu, zazwyczaj powoduje natychmiastową pośmiertną sztywność (stężenie pośmiertne). Tłumaczy to wyprężoną pozycję ciała na Całunie.
W krótkim czasie po śmierci doszło do podziału nagromadzonej w osierdziu krwi na czerwone ciałka, które zgromadziły się w dolnej części, i bezbarwne osocze, które pozostało w górnej części opłucnej. Po przebiciu klatki piersiowej włócznią doszło do gwałtownego wylewu na zewnątrz - najpierw czerwonych ciałek krwi, a następnie osocza: Wtedy jeden z żołnierzy włócznią przebił mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. — jak napisał w Ewangelii św. Jan (J 19, 34).

Przez Twoją świętą śmierć, zbaw nas, o Panie…
- zbaw tych, którzy umierają jako ofiary nienawiści i przemocy,
- zbaw tych, którzy umierają porzuceni i samotni,
- zbaw tych, którzy umierają gnębieni swymi grzechami.

Stacja XIII - PIETA.
Zdjęcie Jezusa z Krzyża zostało dokonane w pośpiechu z powodu zbliżającego się szabatu. Józef z Arymatei miał do dyspozycji około jednej godziny od chwili zwrócenia się z prośbą o ciało do Piłata aż do rozbłyśnięcia trzech pierwszych gwiazd, które oznaczały początek szabatowego odpoczynku. W tym krótkim czasie Józef zatroszczył się o płótno, następnie - wraz z Nikodemem i apostołem Janem - złożył zmaltretowane ciało Jezusa w ramiona Maryi.
Płótno przedstawia owinięcie Jezusa w całun pogrzebowy, który okrywa część przednią i tylną ukrzyżowanego. W górze Aniołowie podtrzymują Całun Turyński z odbitym podwójnym wizerunkiem Jezusa, części przedniej na lewo i tylnej na prawo.
Całun pomaga nam zrozumieć rozdzierający serce widok, jaki jawił się Maryi. Od pięt do głowy nie było miejsca nietkniętego: zmaltretowany przez ciernie, zmasakrowany przez uderzenia, odarty ze skóry przez biczowanie, poraniony przez upadki, przebity na wylot gwoźdźmi, ugodzony w serce włócznią…, doprawdy - przejął na siebie ból wszystkich ludzi.

Maryjo, wstaw się za nami…
- aby wszyscy mogli Cię przyjąć jako swoją Matkę,
- abyś była światłem nadziei w naszym wędrowaniu,
- aby wszystkie pokolenia głosiły Cię błogosławioną.

Stacja XIV - OWINIĘCIE W CAŁUN.
Przemieszczenie ciała Jezusa aż do grobu spowodowało obfity wyciek krwi i osocza z rany zadanej w bok. Zebrała się ona na wysokości nerek. Ten nacisk krwi o intensywniejszym kolorze, otoczony obwódką osocza, ma cechy krwi pośmiertnej, tak samo jak plamy krwi przylegające do rany zadanej w bok.
Pośpiech, z którym dokonano pochówku był opatrznościowy, bo pominięcie rytualnego obmycia, zachowało na płótnie obraz ciała Jezusa ze wszystkimi szczegółami krwawej męki. Kobiety miały czasu zaledwie tyle, aby namaścić ciało Jezusa balsamem, przyniesionym przez Nikodema, prowizorycznie owinąć je w całun, obwiązując bandażami.
Następnie Józef z Arymatei i Nikodem przytoczyli wielki głaz.

Módlmy się: Jezu, Panie życia, zbaw nas…
- zbaw, o Panie, tych, którzy umierają bez  światła wiary,
- zbaw, o Panie, tych, którzy umierają bez radości i nadziei,
- zbaw, o Panie, tych, którzy umierają bez pociechy i miłosierdzia.

ZAKOŃCZENIE
Całun może być uważany za cichego świadka nie tylko mąk cielesnych i śmierci Jezusa, pośrednio także za radosną zapowiedź Ewangelii - zapowiedź Zmartwychwstania.
Oblicze z całunu, szczególnie na negatywie fotograficznym, dzięki odwróceniu światła i cienia dokonanego na fotografii, jawi się nam tak prawdziwym, tak głębokim, tak ludzkim i Boskim, że w żadnym innym wizerunku nie moglibyśmy tego tak podziwiać i czcić.
Na twarzy postaci z całunu widoczne są uczucia spokojnego bólu, łagodnego smutku, zjednoczone w postawie pogody i dostojeństwa.
Ma zamknięte oczy, ale nie wydaje się umarły - wygląda jak osoba śpiąca, która za chwilę się przebudzi. Całun nie jest wizerunkiem śmierci, ale życia.

Marta Czech

czwartek, 21 kwietnia 2011

Agnus Dei


          Surowość, asceza, mistycyzm... Ach, czego to nie jest zdolny dokonać kontrreformator w sztuce! Nie przypominam sobie równie fenomenalnego malarza epoki baroku. Hiszpański Caravaggio XVII wieku, inspirowany dziełami rodzimych mistyków (św. Teresa z Avila, św. Jan od Krzyża), całą swoją twórczość poświęcający artystycznemu wyrażaniu wiary i religijności; geniusz, którego dziełami zilustrować by można wszystek rok liturgiczny i wiele żywotów świętych…

Francisco de Zurbarán (bo o nim mowa) namalował około 1635 r. obraz zatytułowany ,,Agnus Dei”. Przedstawia on związanego białego baranka na ciemnym tle. Pisarz Palomino de Castro y Velasco widział ów obraz u jednego z kolekcjonerów w Sewilli. Właściciel zapewniał go, że nie pozbędzie się obrazu nawet za sto żywych baranów. Nic nie zastąpi bogactwa, jakie wnosi w ludzkie życie Baranek Boga – Chrystus. (o. Augustyn Pelanowski OSPPE)
         
Francisco de Zurbarán, Agnus Dei (38 cm × 62 cm, 1635-1640) – Muzeum Prado (Madryt)
Ofiarowany był, gdyż sam chciał,
i nie otworzył ust swoich;
jak owca na zabicie wiedziony będzie
i jak baranek przed strzygącym go zamilknie,
a nie otworzy ust swoich.
(Iz 53,7)

Marta Czech

O Sacerdos!


Wszystkim Kapłanom w ten szczególny dla nich dzień...

Marta Czech