Chcemy obudzić sumienia Polaków. Młodych i dojrzałych. Stań do walki z samym sobą! Ze wstydem i obojętnością. Opowiedz się za Jezusem i nakłoń innych do wyznania wiary. Daj świadectwo.
Choć powyższe - to słowa będące zachętą do słynnej już akcji ,,Nie wstydzę się Jezusa” (http://www.mt1033.pl/), wydały mi się idealnie pasujące do osobnej, choć w rzeczywistości realizującej te same ideały, inicjatywy.
Droga Krzyżowa ulicami Wrocławia - 15 kwietnia, godz. 19:30, rozpoczęcie w kościele św. Elżbiety.
Ciekawskim zdradzam, że tym razem nabożeństwo będzie inspirowane tekstem Jana Pawła II (zarządzenie odgórne). Przyznam, że przypadł mi zaszczyt wyboru dzieła i fragmentów, które mają posłużyć jako inspiracja do rozważań pisanych przez studentów. Nie mam pojęcia, co im z tego wyjdzie i ile z tych inspiracji zostanie. Umieszczam je poniżej jako zachętę do udziału w owym publicznym dawaniu świadectwa… (Wszystek tekst przy stacjach, wyłączając każdorazowo ostatnie zdanie, to dosłowne fragmenty z ,,Miłości i odpowiedzialności" Karola Wojtyły.)
Stacja I – Sąd nad Jezusem
Sprawiedliwość
W pewnym sensie można więc powiedzieć, że miłość jest wymaganiem sprawiedliwości, tak jak używanie osoby w roli środka byłoby tej sprawiedliwości przeciwne. Istotnie porządek sprawiedliwości jest bardziej podstawowy niż porządek miłości - i w pewnej mierze nawet go zawiera - o tyle, o ile miłość może być wymaganiem sprawiedliwości. Na pewno przecież kochać człowieka lub Boga, miłować osobę, jest czymś sprawiedliwym. Równocześnie jednak miłość - o ile wziąć pod uwagę samą jej istotę - jest czymś poza sprawiedliwością i ponad nią; inna jest po prostu istota miłości, a inna sprawiedliwości. Sprawiedliwość dotyczy rzeczy (dóbr materialnych czy też moralnych, np. dobrego imienia) ze względu na osoby, osób więc dotyczy raczej pośrednio, miłość natomiast dotyczy osób wprost i bezpośrednio; zawiera się w jej istocie afirmacja wartości osoby jako takiej. I jeśli słusznie możemy powiedzieć, że ten, kto miłuje osobę, jest przez to względem niej sprawiedliwy, to już nie będzie prawdą stwierdzenie, że miłość osoby polega na tym, aby być względem niej tylko sprawiedliwym.
Jezu na śmierć skazany, naucz mnie miłości sprawiedliwej.
Stacja II – Jezus bierze krzyż na ramiona
Rezygnacja z przyjemności
Istotny błąd leży w uznaniu samej przyjemności za jedyne lub największe dobro, któremu wszystko inne w działaniu człowieka i społeczeństwa ludzkiego winno być podporządkowane. Tymczasem przyjemność sama nie jest dobrem jedynym, nie jest też właściwym celem działania człowieka (…). Przyjemność z istoty swojej jest czymś ubocznym, przypadłościowym, czymś, co może pojawić się przy sposobności działania. Z natury rzeczy więc organizowanie tegoż działania pod kątem samej przyjemności jako wyłącznego lub najwyższego celu kłóci się z właściwą budową ludzkich czynów. Mogę chcieć lub też czynić coś takiego, z czym łączy się przyjemność, mogę też nie chcieć lub nie czynić czegoś takiego, z czym związana jest przykrość. Mogę nawet tego chcieć lub nie chcieć, czynić lub nie czynić ze względu na tę przyjemność czy też przykrość. To wszystko prawda. Ale nie wolno mi tej przyjemności traktować (przez kontrast do przykrości) jako jedynej normy działania, tym bardziej jako zasady, na podstawie której orzekam i wyrokuję, co w czynach moich lub też jakiejś innej osoby jest moralnie dobre, a co złe. Wiadomo przecież, że niejednokrotnie to, co jest prawdziwie dobre, to, co mi nakazuje moralność i sumienie, łączy się właśnie z pewną przykrością, a domaga się rezygnacji z jakiejś przyjemności.
Jezu krzyż dźwigający, daj mi siłę do rezygnacji z przyjemności.
Stacja III – I upadek Pana Jezusa
Egoizm
Do czasu tylko można ukryć egoizm - egoizm zmysłów czy też egoizm uczuć – w zakamarkach fikcyjnej struktury, którą z całą pozornie dobrą wiarą nazywa się „miłością". Z czasem jednak musi się okazać cała nierzetelność tej budowy. Jest to zaś jedno z największych cierpień, gdy miłość okazuje się nie tym, za co się ją uważało, ale czymś wręcz przeciwnym.
(…) Egoizm wyklucza miłość, ale dopuszcza pewną kalkulację i kompromis: tam gdzie nie ma miłości, może jednak być dwustronny układ między egoizmami.
Jezu pod krzyżem boleśnie padający, podnieś mnie z mojego egoizmu.
Stacja IV – Jezus spotyka swoją Matkę
Czułość
(…) łacińskie słowo matrimonium, które jest odpowiednikiem naszego „małżeństwo", w szczególny sposób akcentuje „stan matki", jakby chciało zasugerować szczególną odpowiedzialność za macierzyństwo (…) kobiety (…).
(…) Czułość to zdolność odczuwania całego człowieka, całej osoby, we wszystkich najbardziej ukrytych nawet drgnieniach jej duszy, a zawsze z myślą o prawdziwym dobru tej osoby.
(...) Czułość (…) jest zawsze czymś osobistym, wewnętrznym, własnym w pewnej przynajmniej mierze ucieka przed wzrokiem innych, jest wstydliwa. Może się swobodnie objawić tylko wobec tych, którzy ją właściwie rozumieją i odczuwają.
(…) Nie wyraża się w niej pożądanie, ale raczej życzliwość i oddanie drugiemu człowiekowi.
(…) czułość wywołuje to przeświadczenie, że nie jest się samemu, że to wszystko, czym żyję, jest również treścią życia drugiej, najbliższej osoby. Przeświadczenie takie ogromnie pomaga i podtrzymuje świadomość zjednoczenia.
Maryjo przy Jezusie czule trwająca, dopomóż mi zjednoczyć się z Twoim Synem.
Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi
Środek i cel
Osoba bowiem nie powinna być dla drugiej osoby li tylko środkiem do celu. Jest to wykluczone z uwagi na samą naturę osoby, z uwagi na to, czym każda osoba po prostu jest. Jest ona przecież podmiotem myślącym i zdolnym do samostanowienia - te dwie przede wszystkim właściwości odnajdujemy we wnętrzu osoby. Wobec tego zaś każda osoba z natury swej jest zdolna do tego, aby sama określała swe cele. Gdy ktoś inny traktuje ją wyłącznie jako środek do celu, wówczas osoba zostaje pogwałcona w tym, co należy do samej jej istoty, a równocześnie stanowi jej naturalne uprawnienie. Rzecz jasna, że trzeba wymagać od osoby jako od jednostki myślącej, ażeby te cele były prawdziwie dobre, dążenie bowiem do celów złych jest przeciwne rozumnej naturze osoby. Tym się tłumaczy również sens wychowania, zarówno wychowywania dzieci, jak też w ogóle wzajemnego wychowywania się ludzi; chodzi właśnie o szukanie celów prawdziwych, czyli prawdziwych dóbr jako celów działania, oraz o znajdowanie i pokazywanie dróg do ich realizacji.
Jezu przenikający wnętrze człowieka, nie dopuść, bym postrzegał bliźnich jako środek do celu.
Stacja VI – Weronika ociera twarz Jezusowi
Wzajemność
Miłość obustronna stwarza najbliższą podstawę do tego, aby z dwóch „ja" powstało jedno „my". W tym tkwi jej naturalna dynamika. Aby zaistniało „my", nie wystarczy sama tylko miłość obustronna, bo są w niej mimo wszystko jeszcze dwa „ja", chociaż w pełni już predysponowane do tego, aby stać się jednym „my".
O zaistnieniu tego „my" w miłości decyduje właśnie wzajemność. Wzajemność ujawnia, że miłość dojrzała, że stała się czymś „pomiędzy" osobami, że utworzyła jakąś wspólnotę, a w tym realizuje się jej pełna natura.
(…) miłość z natury swojej nie jest czymś jednostronnym, ale czymś obustronnym, czymś „pomiędzy"' osobami, czymś społecznym. Jej pełny byt jest właśnie międzyosobowy, a nie jednostkowy. Jest ona ściśle związana z siłą łączenia i jednoczenia, a przeciwna z natury jest dzieleniu i izolowaniu.
(…) Nie może powstać prawdziwa wzajemność z dwóch egoizmów, może z nich powstać tylko chwilowy lub, co najwyżej okresowy pozór wzajemności.
Utrudzony kalwaryjską drogą Jezu, wzbudź we mnie wzajemność Weroniki.
Stacja VII – II upadek Pana Jezusa
Pożądanie
Ku upadkowi zmierza pożądanie zmysłowe, a wraz z nim „miłość cielesna". Szuka ona zaspokojenia w „ciele i płci" przez używanie. Z chwilą, kiedy je osiąga, kończy się cały stosunek do przedmiotu, znika zainteresowanie nim aż do momentu, kiedy pożądanie zbudzi się ponownie. Zmysłowość „wyżywa się" w pożądaniu. Słowo to jest tutaj na swoim miejscu. Pożądliwość ciała idzie w kierunku „wyżycia się", po którym cały stosunek do przedmiotu pożądania urywa się.
(…) „Miłość cielesna", która wyrasta z samej pożądliwości ciała, nie zawiera w sobie tej wartości, jaką powinna zawierać miłość osoby. Pożądliwość ciała zmienia bowiem przedmiot miłości; którym jest osoba, na inny, mianowicie na „ciało i płeć" związane z jakąś osobą. (…) Siłą faktu więc, w polu widzenia pożądania płynącego z pożądliwości ciała, osoba drugiej płci staje nie jako osoba, ale jako „ciało i płeć". Na miejsce istotnej dla miłości wartości osobowej wysuwa się sama wartość seksualna (…).
(…) Pożądliwość ciała to stała skłonność do widzenia osoby drugiej płci poprzez same wartości sexus jako „przedmiotu możliwego użycia". Pożądliwość ciała oznacza więc drzemiącą w człowieku gotowość do przewrócenia obiektywnego porządku wartości.
Jezu pod krzyżem dotkliwie padający, podźwignij mnie z moich pożądliwości.
Stacja VIII – Jezus spotyka płaczące niewiasty
Życzliwość
Nie wystarcza tylko pragnąć osoby jako dobra dla siebie, trzeba ponadto przede wszystkim - pragnąć również jej dobra. Ten na wskroś altruistyczny zwrot woli i uczuć zwie się w języku św. Tomasza amor benevoleniae lub krótko benevolentia, czemu w naszym języku, nie dość dokładnie zresztą, odpowiada pojęcie życzliwości. Miłość osoby do osoby musi być życzliwa, inaczej nie będzie prawdziwa. Więcej - nie będzie w ogóle miłością, będzie tylko egoizmem.
(…) Życzliwość odrywa się od wszelkiej interesowności, której pierwiastki w miłości pożądania wydatnie jeszcze tkwią. Życzliwość to tyle, co bezinteresowność w miłości: „Nie pragnę ciebie jako dobra", ale: „Pragnę twego dobra", „Pragnę tego, co jest dobrem dla ciebie" - osoba życzliwa pragnie tego bez żadnej myśli o sobie, bez żadnego względu na siebie. Dlatego miłość życzliwa, amor benevolentiae, jest miłością w znaczeniu bardziej bezwzględnym niż miłość pożądania. Jest miłością jak najbardziej czystą. Przez życzliwość przybliżamy się najbardziej do tego, co stanowi „czystą istotę" miłości. Taka też miłość najbardziej doskonali swój podmiot, najpełniej rozwija zarówno jego istnienie, jak i istnienie tej osoby, do której się zwraca.
Jezu pocieszający płaczące niewiasty, wskaż mi miłość bezinteresowną i życzliwą.
Stacja IX – III upadek Pana Jezusa
Nieczystość
Czy cnota czystości straciła dobre imię? Czy nie jest uznawana przez ludzi za cnotę?
(…) Bardzo często pojmuje się czystość jako „ślepe" poniekąd hamowanie zmysłowości i poruszeń ciała, przy którym wartości ciała i wartości sexus zostają zepchnięte do podświadomości, tam czekają na sposobność do tego, aby wybuchnąć. Jest to oczywiście błędne rozumienie cnoty czystości, która, jeśli jest w ten sposób praktykowana, istotnie stwarza niebezpieczeństwo takich „wybuchów". Z powodu takiego błędnego poglądu na istotę czystości, wiąże się z nią sugestie o czysto negatywnym charakterze tej cnoty: czystość to tylko „nie". Tymczasem czystość to przede wszystkim „tak", z którego dopiero wypływa „nie".
(…) Słowo „czystość" mówi o uwolnieniu od tego wszystkiego, co „brudzi". Miłość musi być niejako przeźroczysta (…). Skoro zaś z podłoża zmysłów oraz związanych z nimi uczuć wyrastają takie przeżycia i uczynki, które odbierają miłości tę przeźroczystość, potrzeba osobnej cnoty, aby od tej strony zabezpieczała jej prawdziwy charakter i obiektywny profil.
Jezu oblepiony krwią i pyłem Golgoty, wznieć we mnie cnotę prawdziwej czystości.
Stacja X – Obnażenie z szat
Wstyd
(…) wstyd ciała jest potrzebny, dlatego, że istnieje możliwość bezwstydu przeżyć (…). I vice versa - wstyd przeżyć potrzebny jest dlatego, że istnieje możliwość bezwstydu ciała.
(…) reakcja wstydu okazuje się tym silniejsza, im bardziej autentyczna jest wstrzemięźliwość, a wraz z nią
kultura osoby i „kultura miłowania".
Wstyd nie ukazuje wartości osoby w jakiś abstrakcyjny sposób, jako teoretycznej wielkości dostępnej tylko dla rozumu, ukazuje ją natomiast w sposób żywy i konkretny, tak jak ona jest zespolona z wartościami sexus, a jednak w stosunku do nich nadrzędna. Stąd owo przeżycie nietykalności („Nie wolno ci mnie tknąć nawet samym wewnętrznym pożądaniem."; „Nie wolno mi jej tknąć nawet samą wewnętrzną wolą użycia, ona nie może być przedmiotem użycia."). Ów znamienny dla prawdziwie kochających się osób „lęk przed zetknięciem" jest pośrednim wyrazem afirmacji wartości samej osoby, a wiadomo, że to moment konstytutywny miłości we właściwym, czyli etycznym, znaczeniu tego słowa.
(…) Prawdziwy wstyd może zostać wchłonięty, zaabsorbowany tylko przez prawdziwą miłość, która afirmując wartość osoby ze wszystkich sił szuka jej najpełniejszego dobra. Taki też wstyd jest rzetelną siłą moralną osoby.
Jezu z szat obnażony, uwolnij mnie z mego bezwstydu.
Stacja XI – Przybicie do krzyża
Wolność
Miłość polega na zaangażowaniu wolności, jest ona wszak oddaniem siebie, a oddać siebie to właśnie znaczy: ograniczyć swoją wolność ze względu na drugiego. Ograniczenie wolności własnej byłoby czymś negatywnym i przykrym - miłość sprawia, że jest ono czymś pozytywnym, radosnym i twórczym. Wolność jest dla miłości.
(…) To, co nie płynie z wolności, co nie nosi znamion wolnego zaangażowania, ale ma piętno determinacji i
przymusu, nie może być uznane za miłość, nie ma w sobie jej istoty.
Jezu na krzyżu uwięziony, naucz mnie ograniczać swoją wolność dla innych.
Stacja XII – Śmierć na krzyżu
Oddanie
Miłość oblubieńcza jest czymś innym jeszcze niż wszystkie pozostałe aspekty czy formy miłości. Polega ona na oddaniu swojej własnej osoby. Istotą miłości oblubieńczej jest oddanie siebie, swojego „ja". Stanowi to coś innego i zarazem coś więcej niż upodobanie (…), a nawet niż życzliwość. Te wszystkie formy wychodzenia w kierunku drugiej osoby pod kątem dobra nie sięgają tak daleko jak miłość oblubieńcza. Czymś więcej jest „dać siebie" aniżeli tylko „chcieć dobra", choćby nawet przez to drugie „ja" stawało się jakby moim własnym, jak w przyjaźni. Miłość oblubieńcza jest czymś innym i czymś więcej niż wszystkie pozostałe formy miłości zarówno od strony indywidualnego podmiotu, od strony osoby, która kocha, jak i od strony łączności, międzyosobowej, którą miłość wytwarza. Kiedy miłość oblubieńcza wejdzie w tę relację międzyosobową, wówczas powstaje coś innego niż przyjaźń, mianowicie wzajemne oddanie się osób.
(…) Miłość oblubieńcza polega z jednej strony na oddaniu osoby, z drugiej zaś na przyjęciu tego oddania. W to wplata się „tajemnica" wzajemności: przyjęcie musi być równocześnie oddaniem, oddanie zaś równocześnie przyjęciem.
Jezu na krzyżu konający, uczyń mnie oddanym w miłości.
Stacja XIII – Zdjęcie z krzyża
Powściągliwość
Nie może być prawdziwej czułości bez dojrzałej powściągliwości, która ma swe źródło w woli gotowej zawsze miłować i konsekwentnie przezwyciężającej postawę użycia narzucaną przez zmysłowość i pożądliwość ciała. Bez takiej powściągliwości naturalne energie zmysłowości oraz wciągnięte w ich orbitę energie uczuciowości staną się tylko „tworzywem" egoizmu zmysłów, ewentualnie egoizmu uczucia.
Jezu z krzyża z zdejmowany, wlej we mnie dojrzałą powściągliwość.
Stacja XIV – Złożenie do grobu
Odpowiedzialność
Istnieje w miłości odpowiedzialność - jest to odpowiedzialność za osobę, tę, którą się wciąga w najściślejszą wspólnotę bycia i działania, którą się czyni poniekąd swoją własnością, korzystając z jej oddania. I dlatego istnieje też odpowiedzialność za własną miłość: czy jest ona taka, tak dojrzała i tak gruntowna, że w jej granicach to ogromne zaufanie drugiej osoby, zrodzona z jej miłości nadzieja, że oddając siebie nie traci swej „duszy", ale wręcz przeciwnie, odnajduje tym większą pełnię jej istnienia - czy to wszystko nie dozna zawodu.
(…) miłość oderwana od poczucia odpowiedzialności za osobę jest zaprzeczeniem samej siebie, jest zawsze i z reguły egoizmem. Im więcej poczucia odpowiedzialności za osobę, tym więcej prawdziwej miłości.
Jezu składany do grobu, naucz mnie odpowiedzialności za własną miłość.
Marta Czech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz