poniedziałek, 16 maja 2011

(de)Koherencja Boga


          Przykre to, że na Wydziale Chemii PWr Boga najchętniej poddano by rozpadowi radioaktywnemu z użyciem hiperakceleratora cząstek bombardujących. Na zajęciach z chemii kwantowej tyle ,,wałkuje się” Schrödingera, ale żeby wzbudzić jakąkolwiek falę dźwiękową nt. jego naukowych dociekań: jak to jest z tym Panem Bogiem – broń ,,nie Boże”! O interferencji takich tonów można już tylko pomarzyć. To samo z Pascalem…
Ale od czego ma się rześko myślącą babcię? Dwa dni przegadałam ze swoją m. in. o poniższych artykułach, które rekomenduję: konkretnie, celnie i stanowczo.
 
Kot Schrödingera. Prosty bożek czy Bóg paradoksu?
M.B.   
Biblia może się wydawać trudna i pełna paradoksów. Nauka też nie jest od tego wolna, co jednak nie przeszkadza nam się na niej opierać.
Pismo Święte stwierdza, że nasze imiona zostały zapisane w księdze żywota od założenia świata, a imiona potępionych nie są tam zapisane1. Jednocześnie Pismo Święte naucza, że Bóg wyposażył nas w wolną wolę, dzięki której możemy przyjąć lub odrzucić dar zbawienia2. Skoro jednak wszystko znane jest już od założenia świata, to może nie ma żadnego wyboru? Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy?3.
W innym miejscu Biblii Jezus poucza Nikodema, że kto wierzy w Syna Bożego, nie będzie sądzony, a kto nie wierzy, już został osądzony4. Mamy tu wyraźne stwierdzenie, że aktualny akt niewiary skutkuje sądem, który się dawno odbył, a jednocześnie sąd ma się odbyć przy końcu świata.
Z kolei w innym miejscu Jezus nie określa siebie jako osoby, która była czy ma być — On po prostu Jest. Jest przed Abrahamem. Jest przy saduceuszach, których poucza. Jest Bogiem Izaaka, Bogiem Jakuba, Bogiem moim i waszym, Bogiem naszych dzieci5.
Jezus na krzyżu zgładził wszelki grzech świata z mocą wsteczną, z mocą przyszłą; po prostu zgładził.
Taki Bóg nie jest bożkiem, nie mieści się w pojęciach szkolnej logiki. Często słyszymy, jak wytyka się nam, chrześcijanom, sprzeczności, choćby między Bożą wszechmocną a ludzką wolną wolą; między dobrocią Boga a istnieniem zła na świecie; między wiarą modlącego się a mechanicznie ustalonym porządkiem świata biegnącego w liniowym czasie.
Paradoksy nauki chrześcijańskiej — w szczególności stosunek Boga do czasu, wyprzedzanie przyczyny przez skutek, napięcie między Bożą wszechmocą i wszechwiedzą a ludzką wolą, Bożą dobrocią a złem, Bożą miłością a ludzką zdradą — były nieodmiennie przedmiotem ataków od czasów oświecenia.
Tak. Boga Biblii rozumem ogarnąć się nie da.
Tak. Paradoksów wspomnianych wyżej i innych nie da się z Biblii usunąć, gdyż trzeba by było usunąć całą Biblię.
Ludziom dużo łatwiej byłoby ogarnąć rozumem, a przez to zaakceptować jakiegokolwiek bożka. Z Bogiem Biblii mają problem — nie mogą Go ogarnąć rozumem.
Problemy z paradoksami
W latach 30. XX wieku wobec podobnych paradoksów związanych z następstwem czasu, wyprzedzaniem przyczyny przez skutek, napięciem między wolną wolą a prawami fizyki stanął austriacki uczony, filozof i fizyk kwantowy — Erwin Schrödinger. Nie poszukiwał co prawda odpowiedzi na postawione wcześniej pytania nurtujące chrześcijan, ale na pytania bardzo podobne. Starał się zrozumieć i zobrazować rozbieżności między codziennym, tzw. naiwnie realistycznym postrzeganiem świata a tym, które odsłaniała przed nim burzliwie rozwijająca się fizyka kwantowa. Swoje przemyślenia zawarł w opublikowanym w roku 1935 cyklu artykułów, w których analizował paradoks nazywany do dziś „kotem Schrödingera”.
Pozornie prosty eksperyment
Podstawą paradoksu jest stworzenie sytuacji, w której żywy kot zostaje zamknięty w pudle, a my tracimy możliwość jego obserwacji. Jednocześnie w pudle znajduje się urządzenie wydzielające trujący gaz, źródło promieniowania emitujące co jakiś czas radioaktywną cząstką i licznik Geigera. Jeśli licznik zarejestruje promieniowanie, urządzenie wydzielające trujący gaz zabije kota. Jeśli licznik nie zarejestruje promieniowania, kot przeżyje. Warunki eksperymentu zostały ustawione mniej więcej tak, aby szansa przeżycia kota wynosiła 50%. I tyle.
Teraz wystarczyłoby otworzyć pudełko i zobaczyć, czy kot jest żywy, czy martwy. Tak właśnie mają się rzeczy w prostym postrzeganiu świata. Wystarczyłoby jakiś czas poczekać, otworzyć pudełko, zobaczyć, w jakim stanie jest kot, i zakończyć eksperyment. Tak zrobilibyśmy, kierując się logiką. Dopóki nie otworzymy pudełka, możemy przyjmować zakłady pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, gdyż zgodnie z naszym założeniem, kot miał równe szanse zginąć lub pozostać przy życiu i od jakiegoś czasu spoczywa w pudełku albo martwy, albo żywy.
Co na to Schrödinger?
Schrödinger proponuje pudełka nie otwierać. Zamiast tego proponuje ustalić, czy kot jest żywy, czy martwy, przeprowadzając obserwację cząstki, która z jakimś prawdopodobieństwem mogła uderzyć w licznik Geigera. Proponuje dokonać tej obserwacji już po fakcie, tzn. w chwili gdy do uderzenia w licznik Geigera doszło albo nie. Taki pomiar jest możliwy.
Jak dotąd nadal nie wydaje się, żeby los nieszczęsnego kota Schrödingera miał jakikolwiek wpływ na naszą wizję świata. Po prostu w którymś momencie kot umarł albo nie i posiadaliśmy zamknięte pudełko, w którym w 50% znajdował się żywy kot, a w 50% martwy. A o tym, co mieliśmy w pudełku, dowiedzieliśmy się, nie otwierając go, lecz obliczając drogę cząsteczki, która mogła, bądź nie, uwolnić truciznę. Wtedy uzyskaliśmy wiedzę, czy do uwolnienia trucizny doszło, i bez otwierania pudełka wiedzieliśmy, czy w środku znajdował się żywy, czy martwy kot. Nic niezwykłego. W pewnym momencie dokonujemy pomiaru i dowiadujemy się o stanie świata, którego nie chcieliśmy poznać przez proste otworzenie pudełka.
Kot Schrödingera
Otwarcie pudełka a dokonanie pomiaru
Czy otwarcie pudełka jest tym samym co dokonanie pomiaru? Nie! Jeśli decydujemy się na dokonanie pomiaru, to w pudełku nigdy nie było kota albo żywego, albo martwego. Cały czas znajdował się tam kot jednocześnie martwy i żywy. W chwili, w której zatrzaskujemy drzwi pudełka, pozbawiamy się możliwości obserwowania kota; kot przestaje być już dla nas kotem, staje się czymś, co można by nazwać falą prawdopodobieństwa. Będzie tak długo żywy i martwy jednocześnie, póki nie dokonamy pomiaru, a kiedy już dokonamy pomiaru i dowiemy się, czy kot był żywy, czy martwy, to po otworzeniu pudełka znajdziemy tam albo od początku martwego, albo żywego kota. Fala prawdopodobieństwa zniknie, jakby jej nie było.
Elektron, foton czy jakakolwiek cząsteczka, która ma zadecydować o życiu kota, dopóki nie zostanie poddana obserwacji, porusza się wszystkimi możliwymi drogami jednocześnie. Cząstka feralna dla kota nie zachowuje się inaczej. Uderza w licznik Geigera, nie uderza, powstaje, nie powstaje. Zachowuje się anarchistycznie, jak każda cząstka świata kwantowego, której jeszcze nie zniewolono drogą obserwacji.
Co na to niekwantowy kot?
Kot nie należy do świata kwantów. Kot to obiekt makroskopowy. Zamykając go w pudełku i uzależniając jego los od rzeczywistości kwantowej, nie tylko zmieniamy go z normalnego kota w strukturę falową i dokonujemy jego dekoherencji, to jeszcze zmniejszamy mu prawdopodobieństwo istnienia znacznie poniżej jedności, wciąż jednak utrzymując je powyżej zera. Innymi słowy, mamy kota, o którym nie da się powiedzieć, że jest albo żywy, albo martwy, gdyż jest on nierozdzielnie żywy i martwy zarazem.
Mimo że krytyczna chwila uderzenia w licznik Geigera lub ominięcia go upłynęła, kot wciąż nie przestaje być jednocześnie żywy i martwy. Dzieje się tak aż do czasu, kiedy dokonamy pomiaru feralnej dla niego cząstki.
Dlaczego tak jest? Ta najważniejsza dla kota cząsteczka porusza się jednocześnie wszystkimi możliwymi drogami, tylko do chwili dokonania pomiaru. Przeprowadzenie jej obserwacji decyduje nieodwołalnie o drodze, którą poruszała się teraz, uderzając lub nie w licznik Geigera, a także milion lat temu. Przed obserwacją cząstki kot był jednocześnie żywy i martwy, a po obserwacji jest już kotem albo od dawna żywym, albo od dawna martwym. Tylko że przyczyna nastąpiła po skutku. Przy okazji rozstrzygnął się los kota.
A jeśli otworzymy pudełko?
Nasza obserwacja może zresztą wpłynąć na los kota nie tylko subtelnymi technikami współczesnej fizyki. Nerwowy laborant może otworzyć pudełko z kotem przed dokonaniem pomiaru przez fizyka. Wtedy równie skutecznie zadecyduje o losie kota, który z fali prawdopodobieństwa przekształci się w zwłoki lub wybiegające radośnie z pudełka żywe zwierzę.
Jednocześnie przedwczesne otworzenie pudełka spowoduje, że pomiar dokonany później przez fizyka nie będzie miał żadnego wpływu na drogę cząsteczki. Tę drogę już określił laborant. Obie metody równie skutecznie wpływają na przeszłość. Obie są działaniem człowieka....
Czy to powód, żeby wierzyć w Boga?
Trzymajmy się Pisma Świętego. Nie chcę nikogo namawiać, aby budował swoją wiarę na takim czy innym paradoksie, na którejkolwiek gałęzi fizyki. Chcę tylko pokazać, iż odrzucając wiarę tylko dlatego, że Bóg przekracza zdolności naszego rozumu, i domagając się w Jego miejsce bożka, nie tylko nie prezentujemy postawy naukowej, ale idziemy na duchową łatwiznę, akceptując to, co jesteśmy sami w stanie pojąć, lub mówiąc to, czego oczekują nasi słuchacze.
Erwin Schrödinger zmagał się z tematem kota zamkniętego w pudełku, ale potraktował to bardzo poważnie. My zmagamy się ze Słowem Boga, które może nam się wydawać trudne, wewnętrznie sprzeczne, pełne paradoksów. Ale nie zapominajmy, że wciąż jesteśmy martwi i żywi jednocześnie, a nasza decyzja podjęta dziś ma skutek od założenia świata.
Erwin Schrödinger (1887-1961)
1 Zob. Ap 13,8; 17,8.
2 Zob. I Kor 6,12; 10,23; Ga 5,13.
3 Zob. I Kor 15,32.
4 Zob. J 3,18.
5 Zob. J 8,58; Łk 20,37-38.

Zakład Pascala
          Argument dla sceptyków. Dla tych, którzy uważają, że nie ma dobrych argumentów na to, że Bóg istnieje. Argument raczej mało chwalebny, bo przemawiający tylko do naszego wyrachowania, rozsądku, a nie serca. Bóg nie chce, żebyśmy w Niego wierzyli ze strachu, czy z wyrachowania. Bóg jest Miłością i miłości od nas oczekuje. Ale gdzieś trzeba zacząć i jeżeli to wyrachowanie jest tym początkiem, miłość może przyjść później. Ktoś, kto z wyrachowania zacznie prowadzić życie chrześcijanina, może wtedy pokocha i zrozumie. Zobaczmy więc jak wygląda ta rzecz, zwana „zakładem Pascala”.
Załóżmy, że ktoś nam bliski jest ciężko chory. Lekarz, który się nim zajmuje, mówi nam, że jest tylko jeden eksperymentalny sposób leczenia i szanse powodzenia tego leczenia wynoszą zaledwie 50%. Jednak bez tego leczenia nasza bliska osoba na pewno umrze. Czy nie spróbowałby każdy z nas tego sposobu? Nawet, jak trzeba by zapłacić za tę kurację? A co by było, gdyby była ona darmowa? Nie byłoby zupełnie niezrozumiale, gdyby ktoś odrzucił ten sposób ratunku?
Albo taka sytuacja: Ktoś nas zawiadomił, że płonie nasz dom i nasze dzieci są w środku. Nie jesteśmy pewni, czy to prawda, czy głupi żart. Ale czy nie byłoby rzeczą racjonalną pobiec i sprawdzić? Albo przynajmniej zadzwonić? Albo na loterii pozostały tylko dwa losy. Jeden z nich jest wart milion złotych, drugi bezwartościowy. I my mamy możliwość kupienia jednego z tych losów. Czy nie byłoby logiczne wydanie w takiej sytuacji złotówki? Spróbowanie, skoro mamy 50% szans, a nagroda jest wielka?
Nikt rozsądny nie ma wątpliwości jak się zachować w podanych wyżej przykładach. Pascal argumentuje, że decyzja wyboru Boga jest dokładnie taką właśnie decyzją, jak te zilustrowane powyżej. Wynika z tego, że nawet jak nie mamy dowodów na istnienie Boga, ani gwarancji, że On istnieje, głupotą jest postawienie na drugą alternatywę.
Załóżmy, że gramy w jakąś grę. Gramy żetonami i przy pomocy żetonów niebieskich, wygrywamy niebieską nagrodę, a przy pomocy żetonów czerwonych- nagrodę czerwoną. Niebieskie żetony to nasz rozum. Niebieska nagroda to prawda o istnieniu Boga. Czerwone żetony to nasza wola, nasze pożądania. Czerwona nagroda to wieczne szczęście. Każdy chce obie nagrody: Poznać prawdę i osiągnąć szczęście. Załóżmy, że to prawda, co twierdzą sceptycy i że nie ma możliwości wymyślenia jak grać niebieskimi żetonami. Że logiczne rozumowanie nie może nam wykazać, czy Bóg istnieje. Ciągle jednak możemy wykombinować, jak grać czerwonymi żetonami. Pascal twierdzi, że warto uwierzyć w Boga nawet jak rozum nam nie podpowie o Jego istnieniu, bo nasza wola szuka zawsze szczęścia, a istnienie Boga jest naszą jedyną szansą osiągnięcia tego szczęścia.
Bóg albo jest, albo Go nie ma. Rozum nam nie daje odpowiedzi, a życie nasze zbliża się do końca. Co nas czeka po śmierci? Jak zdecydować? Rzucić monetę? Mamy po połowie szans i bardzo wiele do zyskania. Dokładnie tyle samo do stracenia. Tu przychodzi chyba najważniejsza prawda w zakładzie Pascala: Odrzucenie agnostyzmu. Nie ateizmu, tym się zajmiemy później, ale właśnie agnostyzmu. W momencie śmierci taki pogląd nagle okazuje się zupełnie bez sensu. Dlaczego? Bo w momencie śmierci albo stajemy przed obliczem Boga, albo nie ma nic. Albo okazuje się, że teiści mieli rację, albo ateiści. Agnostycy racji na pewno nie mają. Nie można dłużej siedzieć okrakiem na płocie i się wahać.
Agnostycy odpowiadają na zakład Pascala w ten sposób: Najrozsądniej nie zakładać się zupełnie. Ale w momencie śmierci nie mamy takiej możliwości. Nie da się uniknąć tego, co nas czeka. Musimy się opowiedzieć za którąś ze stron. Albo odchodzimy w nicość, przynajmniej tak się nam zdaje, albo, gdy wierzymy, zdaje nam się, że idziemy na spotkanie Boga. W momencie śmierci są tylko te dwa wybory. Nie ma miejsca na trzecią alternatywę.
Jesteśmy jak okręty, które muszą dostać się do domu. Przepływamy koło portu z napisem mówiącym, że to nasz dom i nasze szczęście. Statek to nasze życie, a port to Bóg. Agnostyk mówi: Ani tam nie wpłynę, ani nie odpłynę dalej. Zarzucę kotwicę i zaczekam w pewnej odległości, aż pogoda się wyklaruje, mgły się uniosą i będzie jasne, czy to prawdziwy port, czy podróbka. Bo jest wiele fałszywych portów w okolicy.
Czemu takie podejście nie jest rozsądne? Ono nie jest nierozsądne, ono jest niemożliwe do wykonania. Okręty naszego życia płyną po oceanie czasu i osiągają w końcu punkt, z którego już nie ma powrotu. Paliwo się kończy, zaczyna brakować czasu. Zakład Pascala jest prawdziwy i skuteczny dlatego, że wszyscy w końcu umrzemy. Nie można czekać w nieskończoność.
Gdyby Romeo oświadczył się Julii, a ona odpowiedziałaby „może” i powtarzałaby to każdego dnia, „może” stałoby się w pewnym momencie „nie”. Romeo w końcu by umarł, a umarli się nie żenią. Dochodzimy w końcu do momentu, gdy nie ma już „jutro” i „może”, a zostaje tylko „nie”. Chrześcijaństwo jest propozycją Boga do poślubienia naszej duszy. Mówienie „może” nie może trwać wiecznie. Pogoda nigdy się nie poprawi na tyle, żeby agnostyk przez lornetkę dojrzał, czy ten port jest prawdziwy. Albo musi wpłynąć i zacumować w porcie, albo go odrzucić i wybrać inny. Inaczej na pewno nie osiągnie swego domu i straci wszelkie szanse na osiągnięcie szczęścia.
Gdy odrzucimy agnostyzm, zostają nam tylko dwie możliwości: Teizm i ateizm. Ateizm jednak jest okropnym wyborem. Nie daje nam szans na wygranie czerwonej nagrody. Jakie zatem są możliwości? Tylko takie: Albo Bóg jest, albo Go nie ma. A nasz wybór sprowadza się do tego: Albo uznamy, że Bóg jest, albo nie. Czyli cała nasza ziemska Odyseja sprowadza się do jednego z czterech przypadków:
1. Bóg istnieje i my to uznajemy.
2. Bóg istnieje, ale my to odrzucamy.
3. Boga nie ma, ale my uznajemy, że jest.
4. Boga nie ma i my uznajemy, że Go nie ma.
Zastanówmy się więc, jakie są konsekwencje naszego wyboru. Gdy punkt 1. jest prawdziwy, zdobywamy nagrodę. Osiągamy wieczne szczęście u boku Boga. Gdy 2.- przegrywamy wszystko. Tracimy szczęście i przez wieczność jesteśmy nieszczęśliwi. Gdy punkt 3. jest prawdziwy, jesteśmy głupcami, którzy żyją dłużej, rzadziej chorują, są szczęśliwi i umierają w swym błędnym rozumieniu rzeczywistości bez strachu, a gdy punkt 4.- to co prawda wybraliśmy dobrze, ale niewiele nam to w życiu pomaga. Życie bowiem ludzi w Boga niewierzących nie jest godne pozazdroszczenia. Wynika z tego więc, że niezależnie od tego, czy Bóg rzeczywiście jest, czy Go nie ma, postawienie na Boga jest zawsze dobrym wyborem.
Zresztą gdyby Boga nie było, całe to nasze rozważanie nie miałoby zbyt wielkiego sensu. Albo raczej, powinienem powiedzieć, znaczenia. Jak to powiedział św. Paweł:„…jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy”. Ale jak Bóg istnieje, to ryzyko odrzucenia Go jest niezwykłą głupotą. Jedyną szansą na szczęście, jedyną szansą na wygranie czerwonej nagrody, to uznanie, że Bóg istnieje.
W całym zakładzie wszystko sprowadza się do tego, że albo Bóg istnieje, albo nie. I jak postawimy na Boga i wygramy, to wygramy… wszystko. Ale jak Boga nie ma i ciągle postawimy na Boga, to nie przegramy nic. Tymczasem jak postawimy na to, że Boga nie ma i Go rzeczywiście nie ma, to nie wygramy nic. Natomiast jak jest, przegramy wszystko. Tylko zakładając, że Bóg istnieje można wygrać i tylko zakładając, że Go nie ma można przegrać. Innej możliwości po prostu nie ma.
Pascal powiedział, że każdy powinien dużo bardziej się obawiać, że się pomyli, a później odkryje, że chrześcijaństwo jest prawdą, niż gdyby się pomylił i potem odkrył, że chrześcijaństwo nie było prawdziwą religią. W pierwszym przypadku bowiem spędziłby wieczność w mękach piekielnych drugim po prostu przestałby istnieć w momencie śmierci. Pomyłka nie miałaby więc większego znaczenia. Gdy się wierzy „za dużo”, nie ma to większego praktycznego znaczenia, gdy się wierzy „za mało” można utracić wieczne zbawienie.
Jaka w takim razie jest cena tego losu na loterii życia? Dlaczego nie każdy go nabywa? Ta „złotówka” za 50% szans na wygranie miliona to ciągle za dużo dla wielu. Ale czego oni obawiają się stracić? Ile by to nie było, jest to zawsze ograniczona suma. A nagroda na loterii życia jest nieskończenie wielka. Być może ktoś boi się utracić niezależności, przywiązania do swych grzeszków. Ale nagrodą jest wieczne szczęście, nieskończenie wiele razy większe od największych ziemskich przyjemności. Pascal zresztą słusznie zauważa, że i w tym życiu odbiera się już nagrodę: zna się cel życia, posiada się radość, wewnętrzny spokój.
Uśmiech na twarzach męczenników nie jest sztuczny i wymuszony. Matka Teresa z Kalkuty i Jan Paweł Wielki byli naprawdę szczęśliwymi ludźmi. Nie jest też przypadkiem, że to właśnie wśród ludzi odrzucających Boga i pokładających całą nadzieję w dobrach materialnych, ilość samobójstw jest wielokrotnie wyższa, niż wśród wierzących. Ostatnio także usłyszałem statystykę, że w Stanach Zjednoczonych osoby regularnie uczęszczające do kościoła żyją średnio siedem lat dłużej od tych, którzy nie praktykują. Wiara jest skuteczniejszym środkiem na przedłużenie nawet tego, ziemskiego życia, niż jogging, zdrowa dieta, spacery z psem, lampka czerwonego wina do obiadu, czy rzucenie palenia. Po prostu nie można przegrać wybierając Boga.
Dla tych, którzy odrzucają taki wybór dlatego, że jest on wyborem z bardzo niskich pobudek, mogę dodać, że argument działa równie dobrze, gdy się motyw zmieni. Wybierzmy Boga nie dlatego, żeby ratować swoją skórę, ale dlatego, że, jeżeli On istnieje, należy mu się honor i cześć. Motywem będzie wtedy sprawiedliwość, bo jeżeli Bóg jest, sprawiedliwie należy Mu się cała cześć, wiara, miłość, posłuszeństwo i nabożeństwo, jakie jesteśmy Mu w stanie okazać. Jeżeli On istnieje, a my odmówimy oddania Mu tych rzeczy, maksymalnie grzeszymy, bo Bóg jest Nieograniczonym Bytem i każde przewinienie przeciw Niemu jest nieskończenie wielkim grzechem.
Jednak tylko wtedy, gdy Bóg istnieje, a my tego nie uznamy, popełnimy grzech nieskończenie wielkiej niesprawiedliwości wobec Boga. Gdy Bóg istnieje i my Go uznamy, oddając mu cześć, spełniamy akt sprawiedliwego postępowania, za który nagrodą będzie wieczne szczęście. Gdy Boga nie ma, nie ma żadnego znaczenia, jak będziemy postępować. Poza tymi dodatkowymi siedmioma latami szczęśliwego życia na ziemi, które są statystycznym faktem. Niezależnie więc, czy postępujemy samolubnie, szukając tylko swego własnego szczęścia, czy motywem jest sprawiedliwość należna Bogu, zakład działa dokładnie tak samo. Sam Pascal użył tego samolubnego motywu, bo szukanie naszego własnego szczęścia jest czymś, co robimy bezustannie. Każdego dnia. Szukanie obiektywnej sprawiedliwości, to coś znacznie rzadsze w naszym życiu. U niektórych w ogóle nieobecne. Dlatego, z praktycznego punktu widzenia, motyw szukania szczęścia jest chyba bardziej przekonywujący.
Mówiąc o praktycznej stronie… Pascal zauważył, ze potencjalni kandydaci na nawrócenie mówią, że po prostu nie mogą się przekonać do uwierzenia, że Bóg istnieje. Rozum nawet im przyznaje, że to mogłoby się „opłacić”, ale ciągle nie mogą zrobić praktycznego kroku. Odpowiada on na to: „Jeżeli rozum ci mówi, ze to trzeba zrobić, a nie robisz tego, to znaczy, że przeszkadzają ci twoje pasje. Nie koncentruj się więc na mnożeniu argumentów za tym, że Bóg istnieje, ale na ograniczeniu swych pasji i pożądań. Bo ludzie, którzy zaczęli działać tak, jakby wierzyli, są niedaleko prawdziwej wiary.” Nie na darmo Św. Jakub pisze w swoim liście:„Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.”(Jk 2,18). To jest właśnie to, czego ateiści się najbardziej obawiają. Że staną się… no, jak chrześcijanie. Ale czego się obawiają? Że utracą potępienie i zyskają życie wieczne? Że przeżyją życie na ziemi jako szczęśliwi ludzie?
Pewien ateista odwiedził kiedyś żyjącego w Austrii rabina i filozofa Martina Bubera i zapytał go, czy może mu udowodnić, że Bóg istnieje. Buber odmówił. A gdy ateista odchodził, zły, że nie uzyskał odpowiedzi, Buber zapytał go, czy jest pewnym, że Boga nie ma. „Czterdzieści lat minęło od naszej rozmowy i dalej jestem ateistą, ale pytanie rabina prześladuje mnie każdego dnia” –powiedział wiele lat później ateista. Zakład Pascala ma taką samą siłę.
Blaise Pascal (1623-1662)
(Powyższy tekst jest oparty na wykładzie profesora Petera Kreefta, o którym pisałem przed paru dniami. Sam wykład jest dostępny w formie audio, jako plik mp3,w języku angielskim na stronie Petera Kreefta, www.peterkreeft.com.)

Marta Czech

1 komentarz: