Zapraszając na wtorkowy wykład prof. Stróżewskiego o estetycznych dylematach, rekomenduję przy sposobności fragmenty dzieł egzystencjalnego specjalisty od ekspektoracji w zakresie dialektyki estetyczno-etycznej (moralność w Kierkegaardiańskiej trychotomii człowieka zostawiam na inny raz).
(…) byłoby potężną głupotą zaprzeczać, że zarówno pogańskie narody ,,en masse”, jak i poszczególni poganie dokonali zadziwiających czynów, które były i są natchnieniem poetów, zaprzeczać, że pogaństwo daje nam przykłady, do których podziwiania nie wystarczy sama estetyka. Byłoby również głupotą zaprzeczać, że w pogaństwie prowadzono - a dzisiejszy dzikus może prowadzić - życie bogate w najwyższe przeżycia estetyczne, korzystając ze wszystkich najwykwintniejszych darów, jakie ono przynosi, że pogaństwo może sprawić, aby korzystanie z życia i nauki uwznioślić, upiększyć, uszlachetnić przy pomocy sztuki.
Nie, estetyczne określenie bezduszności nie wyjaśnia nam, co jest rozpaczą, a co nią nie jest, trzeba tu użyć określenia etyczno-religijnego: duch lub negatywny brak ducha, bezduszność.
Każda ludzka egzystencja, która nie uświadamia siebie jako ducha, nie uświadamia siebie osobowo, jako ducha wobec Boga, każda ludzka egzystencja, która w ten sposób przejrzyście nie wspiera się na Bogu, ale trwa w Nim po ciemku i przemienia się w jakąś abstrakcyjną ogólność (Państwo, Naród itp.) albo, nie wyjaśniając sobie swego ja, zużywa swoje siły jako napęd, bez głębszego wejrzenia i zrozumienia, skąd te siły pochodzą, traktuje swoje ja jak niepojęte coś, podczas gdy powinno być ono zrozumiane od wewnątrz - każda taka egzystencja, cokolwiek by tworzyła, nawet najbardziej zadziwiające rzeczy, cokolwiek by głosiła, gdyby to dotyczyło nawet całości bytu, jakkolwiek by używała życia w najbardziej estetyczny sposób - każda taka egzystencja jest tylko rozpaczą.
O tym właśnie myśleli starożytni Ojcowie Kościoła, kiedy mówili, że cnoty pogan są wspaniałymi grzechami; sądzili oni, że wnętrze pogan jest rozpaczą, bo poganie nie uświadamiają sobie, że są duchem wobec Boga.
(S. Kierkegaard, ,,Bojaźń i drżenie”)
Powróćmy obecnie do estetyki. Niechże stanie się naszą nicią przewodnią w labiryncie, gdzie tak łatwo ryzykujemy zagubienie drogi. Estetyczny punkt widzenia utrzymuje, że to, co zewnętrzne, odpowiada temu, co wewnętrzne, że jest zmysłowym odpowiednikiem tego ostatniego. Bez tego przekonania sztuka jest niemożliwa, a piękno staje się tylko wmówieniem. Wiele jest twarzy natury. Dlatego i rośliny, i zwierzęta mogą przybierać najdziwniejsze kształty. Inteligencja jest przecież jedna - stąd istoty inteligentne znają tylko jedną postać - inteligentny ideał piękna, najlepiej przedstawiony w malarstwie i rzeźbie.
Gdyby na innych planetach żyli ludzie o sześciu nogach, przypominający insekty, lub byli tacy, jak to zostało opisane w ,,Niebie Klimie”, czy po prostu tacy, jakich może sobie przedstawić najdziwniejsza wyobraźnia - wówczas ideał piękna zostałby unicestwiony. Sztuki piękne i nauka przestałyby istnieć. Lecz przecież sztuka, nauka i religia nie mogą być iluzją! Nie, tego nie możemy przyjąć! Już raczej zgódźmy się, że z wyjątkiem Ziemi kosmos jest niezamieszkany. Takie przypuszczenie jest bardziej ludzkie niż poprzednie. Nie potrzebujemy przecież żadnego z tych domniemań, gdy bronimy idei jedności ludzkiego losu. Musimy ją podkreślić, i to nie tylko w sensie abstrakcyjnym, ale i w najmniejszym szczególe - o ile szczegół nie kłóci się z ideałem. Każde odstępstwo prowadzi do deformacji, nawet nieznacznych, na przykład do wyobrażenia sobie ludzi posiadających cztery lub sześć palców u rąk. Podobnie jest z wymyślaniem nowych i nieznanych organów zmysłowych. Zdrowe rozumowanie powinno trzymać się od tego z dala. Jeżeli ktoś pragnie wyobrazić sobie istotę mającą szlachetniejsze i bardziej wysublimowane od nas zmysły, powinien zacząć od wzmocnienia znanych, już istniejących organów, od wysublimowania ich struktury wewnętrznej. W żadnym wypadku nie należy wyobrażać sobie nowych organów, gdyż zniszczyłoby to nasz ideał piękna.
Inaczej dzieje się z anatomią człowieka. W tej ciemnej, pozbawionej piękna strukturze znaleźć można niezliczone deformacje, spowodowane warunkami życia. Tutaj natura pracuje w swoim tajnym, pozbawionym inteligencji królestwie, podporządkowanym teleologii skończoności. Nie znajdziemy tu żadnego ideału. Ale nawet tutaj mamy do czynienia z jednością, ponieważ kształty zewnętrzne harmonijnie odpowiadają wewnętrznym, niewidocznym organom. Choćby nie wiem jak różne były warunki życia na planetach, muszą one, niezależnie od różnic anatomicznych, mieć jakiś wspólny mianownik. Wszędzie głowa musi zawierać mózg, piersi - narządy układu oddechowego, a brzuch - trawiennego.
Ktoś zapyta: czy na innych planetach nie mieszkają ludzie obdarzeni skrzydłami? Odpowiedź brzmi: nic nie stoi temu na przeszkodzie. Skrzydła są przecież zgodne z ludzkim ideałem piękna. Sztuka wiąże je z postaciami aniołów i geniuszy.
Skoro ideał ludzkiego piękna jest wszędzie taki sam, dotyczyć to musi także innych wyobrażeń idealnych. Dlatego jest czczą mrzonką przypuszczenie, że na innych planetach istnieje wiedza większa i głębsza od ziemskiej. Jeżeli sztuka, religia i filozofia są prawdziwe, to światło prawdy jest takie samo na naszej i na innych planetach. Przecież Bóg nie ukrywa się przed mieszkańcami Ziemi po to, by objawić się w innych miejscach kosmosu. Kiedy chwalimy Boga, uznajemy to, co najwyższe.
(S. Kierkegaard, ,,Powtórzenie”)
Marta Czech
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz